No to wracając do tematów ogrodowych: ta zima będzie naszym kolejnym, przymusowym, eksperymentem. Mianowicie okaże się, czy jakieś rośliny są w stanie przetrwać w doniczkach takie mrozy bez dołowania w gruncie

Mam wrażenie, że każdy wyjazd wrześniowy i październikowy był w całości poświęcony na koszenie i grabienie. Potrzebowaliśmy dużo ściółki na kolejny kawałek gruntu, który przygotowujemy do obsadzania. Siano sprawdziło się super, tylko, że jak wyschnie, to robi się go 10 razy mniej. Więc grabiłam i grabiłam... i grabiłam... W związku z czym nie wyrobiłam się z sadzeniem.
Doniczki schowaliśmy do kompostownika, żeby chociaż przed mroźnym wiatrem je osłonić. Na wsi jest teraz dużo śniegu, więc może coś ocaleje. Mimo, że nie mam specjalnych złudzeń co do tego przezimowania, to jednak nadzieja zawsze umiera ostatnia, więc czekam do wiosny - zobaczymy, co będzie?
Po urazie kręgosłupa przez parę tygodni nie miałam po co jeździć na działkę, pojechaliśmy tam dopiero dzień przed Wigilią.
Przywitały nas na wjeździe takie oto zmrożone kopce, o które zahaczyliśmy podwoziem:
Trawa, jak widać, mimo mrozu była zieloniutka. I sporo chwastów tak samo.
Nasz młodziutki jarząb dalekowschodni ma pierwsze owocki, w tle wierzba z czerwonymi pędami.
Ciekawe, czy werbena patagońska się rozsieje wreszcie, bo wygląda na to, że nasiona powinny być dojrzałe:
Młodziutka róża Graham Thomas jeszcze 23. grudnia dumnie prezentowała ostatni pączek i młode listki:
Sarna, która przeoczyła młody pęd Grahama Thomasa, skończyła za nas nasze jedyne tegoroczne kapusty:
A Tosiek, jak tylko nas zobaczył, to też się oczywiście pojawił, teraz w pełnym zimowym okryciu:
Chciałabym tam teraz pojechać i zrobić jakieś zimowe zdjęcia, ale nie wiem, kiedy to będzie możliwe.
Amanito, serdecznie zapraszamy! Przyjeżdżaj!