Powiem tak,
- we Wrocławki, zanim wprowadzono ozonowanie wody,
sypano odkażający chlor. Nie dość, że herbata waniała, jak bomba dezynfekcyjna,
to po każdej kąpieli, skóra łuszczyła się jak łupieżyca.
Dziecię kąpane w wodzie z oliwką, bo nijak było inaczej
( mineralnej mu nie gotowaliśmy do kąpieli).
Potem, w latach 90-tych oczyszczalnia przeszła na ozonowanie,
jakość wody się poprawiła ale poniemieckie rury i tak sączyły zółte zażelezienia.
Pod W-wiem, gmina zrobiła odwiert głębinowy i w ciągu paru lat od położenia wodociągów,
niemal wszyscy mieszkańcy poczuli się jak na zachodzie

.
Czyta, krystaliczna, nie dojrzewająca woda
i możliwość picia jej prosto z kranu, bez gotowania.
Mankament jedyny - ciągle znajomi z miasta z kanistrami
" bo Wy macie mineralkę za darmo".
Ze studni, nikt jakoś nie chciał zielonki wysokomocznikowej

,
a przecież ona taka dobra do ogródka - wody podskórne wraz z mocznikiem.
Tu, nie mamy studni, ale woda miejska jest pobierana z różnych cieków
i powierzchniowych wód płynących, i zródeł górskich.
W efekcie- raz pranie szare, innym razem żółtawe,
raz kąpiel wyborna , innym razem z wysypką ( pewnie po zrzucaniu ścieków z garbarni),
raz biegunka po herbacie, innym razem czochrające się psy, po rzecznej kąpieli.
Uzdrowisko- upiorzysko.
Ewuś, nie martwotaj się na zapas.
Jak sama widzisz, czasem źródlana woda, jest tam,
gdzie się jej kompletnie nie spodziewamy.
I tej niespodzianki, z serca Ci życzę
