Anna11, no właśnie, trzeba by wsadzać tulipany w większe doniczki z dobrą ziemią i nawozem, tak jak pisze
pela. I doniczkę dołować odpowiednio głęboko. Wtedy tulipany czułyby się jak w gruncie i nawet nie wiedziały, że są w ograniczonej doniczce. A gryzonie mogłyby ewentualnie próbować dostać się od spodu, ale ponieważ dno doniczki jest kryte, a nie ażurowe, nie dałyby rady. Chyba. No tak jak mówię, jestem szczęśliwa, że nie mam takiego problemu, ale gdybym miała nornice, i tak nie mogłabym się obyć bez widoku wiosennych tulipanów, więc sięgnęłabym po tę metodę ochrony. Spróbuj Aniu z dużymi donicami.
pela, tak, o to chodzi, donice wysokie i szerokie! Potem wykopać, odstawić, a na to miejsce posadzić np. dalię. Jesienią dalię wykopać i wstawić z powrotem donicę z tulipanami.

I trak w kółko.
anida, jak bardzo się cieszę, że się ujawniłaś. Jaka Ty niby obca jesteś?? Po kilku pogawędkach będziesz taka sama znajoma jak inni. Wiadomo, że gdy człowiek gawędzi od kilku lat, zdąży już poznać daną osobę i mimo że najczęściej jest to znajomość wirtualna, wyczuwa się pokrewną duszę i na tej podstawie dobiera się wątki, które odwiedzamy. Ja z wielką przyjemnością odpowiem na wszystkie pytania, bo w ten sposób wspólnie tworzymy zasób wiedzy, z którego później korzystamy w naszych ogrodach. Zachęcam Cię do założenia własnego wątku, bo wtedy wymiana doświadczeń jest łatwiejsza.
A teraz wróćmy do hortensji. Hortensje rosnące w gruncie (mówimy o bukietowych) nie wymagają żadnych zabezpieczeń na zimę, żadnych kopczyków i okrywania. Rzadko się zdarza, by któraś padła po zimie. Ten rok był wyjątkowy. U mnie nie przezimowały dwie
Bombshell. Pierwszy raz od dziesięciu lat. No ale tego nie da się przewidzieć.
Inna sprawa jest z donicami. Swoje
Bobo mam rozmnożone z patyczków. Na początku posadziłam te patyczki od razu w ziemi, ale marnie wegetowały, bo nie byłam w stanie ich dopilnować i od czasu do czasu cierpiały na brak wody. Dlatego przeniosłam do donic, żeby mieć je na oku. Zresztą na tarasie wyglądają pięknie. Ponieważ doniczki są małe, więc hortensje by w nich nie przezimowały. Dlatego donice zakopuję w ziemi, a wiosną wyciągam z powrotem. Można donicę owinąć torbą foliową, żeby się nie pobrudziła. Tylko trzeba w folii na dnie zrobić dziurę dla odpływu wody. Można też przechować w garażu lub w piwnicy. W tym roku inne, większe donice zostawię na tarasie z nadzieją, że hortensje przeżyją, ale w Twoim klimacie jednak bym nie ryzykowała.
Hortensja do sporego cienia? Trudno wybrać, bo one jednak lubią słońce, a przynajmniej półcień. Jedyne, które mi przychodzą do głowy, to
Annabelle i
Bounty. Może będą miały mniejsze kwiaty niż na słońcu, ale jednak będą kwitły. Tylko że małe to one nie są. No i tyle by było. Jak by co to pytaj dalej! Będziemy radzić.
lemonka, ja na początku swojej przygody ogrodowej pamiętałam, że trzeba trzymać się jednej zasady: z tyłu rośliny wysokie, a z przodu niskie, co zresztą jeszcze wcześniej wcale nie było dla mnie takie oczywiste i w ogóle się nie zastanawiałam, tylko kupowałam to co ładne. Dopiero potem się zorientowałam, że trzeba brać pod uwagę inne sprawy. W sumie ogród jest jak obraz, który malujemy kolorami, prawda?
April, ja w tym roku kupiłam dużo tulipanów, bo w zeszłym stwierdziłam wiosną, że jest ich mało. I tak mam co dwa lata. Jedego roku szaleję z cebulowymi, a następnego jakoś nie. Najchętniej sadziłabym narcyzy, ale one tylko jeden rok u mnie kwitną, a potem tylko szczypior. U ciebie czosnki będą wyglądały świetnie, bo przecież są wyłącznie w Twoich kolorach.
takasobie, zdjęcia wiosną mus robić, żeby potem jesienią nie wsadzać jednych cebul na drugie. Ja to już głupio się czuję, gdy tak chodzę z aparatem. Wiosną drzewa nie mają jeszcze liści i sąsiedzi widzą mnie jak na dłoni.
fiskomp, skłoniłaś mnie Basiu do zrobienia sesyjki porównawczej, a więc z przyjemnością to uczynię. Z sentymentem zajrzałam do swoich archiwalnych zdjęć, aby przypomnieć sobie, jak zachowywały się moje
Pastelle. Od razu jednak muszę powiedzieć, że zauważyłam ich uwstecznianie się zamiast rozrost.
Rok 2013. Pierwszy rok po posadzeniu. Były to niskie sadzonki (4 sztuki) sadzone wiosną i od razu zakwitły. Wszystkie zdjęcia będą z drugiej połowy czerwca.
Kwiaty były duże i natychmiast wzbudziły mój zachwyt. Obok rośnie różowy
Leonardo.
Potem ładnie powtórzyły kwitnienie.
Rok 2014. Po wiosennym cięciu wyrosły już dużo wyższe i zakwitły tzw. burzą kwiatów.
W tej róży bardzo mi się podoba jej zmienność, zarówno w kolorach, jak i w kształcie kwiatu.
Rok 2015. Kwiaty były już jakby mniejsze, ale ogólnie było całkiem nieźle.
Rok 2016. Tę dziwaczną zimę Pastelle przezimowały świetnie. Podczas gdy ogólnie inne róże wyglądały kiepsko, a niektóre wręcz nie wykazywały oznak życia, one miały żywe zielone pędy i obiecywały udane kwitnienie. Właściwie trzy, bo czwarta wyglądała na martwą. Jednak za jakiś czas coś się jakby popsuło. Niby wypuszczały listki, potem jakieś pączki, ale wszystko to było marniutkie. W końcu jakoś tam zakwitły. Kwiaty były małe i ... białe. Na zdjęciu to jeszcze jako tako wygląda, ale w rzeczywistości nie byłam specjalnie zadowolona.
Bardzo, bardzo późno odbiła ta czwarta sadzonka, którą już uznałam za martwą. I to ona zakwitła jesienią, pokazując coś więcej niż tylko biały kolor. Na szczęście nie znalazłam wcześniej czasu, żeby ją wyrzucić.
Taka oto jest dotychczasowa historia moich ukochanych Pastelli. Czy w przyszłym sezonie odzyskają swoją dawną urodę?
