Niiewiele ( jak zwykle ) zrobiłam ale pozbyłam się prawie całego winobluszczu z muru.
Nie miałam wyjścia bo nie dość ze się zwalił na krzewy to to co trzymało się muru też było do wywalenia.
Dolne, zdrewniałe pędy były spróchniałe, łamały się jak tylko za nie pociągnęłam albo pochyliłam.
Trochę rośnie, trochę nawet kwitnie ale coś czuję że do zimy będę walczyła by coś podgonić.
Na razie różyczki.
A potem oczywiście pognałam do Krysi.
No przecież jestem ciekawska, prawda ? :P
A poza tym muszę się nacieszyć koleżanką ogródkową :P

a