Muszę się trochę pochwalić, a jednocześnie podziękować Wam za inspirację
Jakiś czas temu, jeszcze przed Świętami, kupiłam mrożoną (dlaczego nie można u nas kupić świeżej!!!) pierś gęsi i także mrożone przepiórki, po cztery sztuki w opakowaniu. Miały być na pierwszy albo drugi dzień Świąt, ale jak zwykle zostało tyle pysznego jedzenia z Wigilii, że nikt nawet nie chciał słyszeć o zamianie pierogów z grzybami na jakieś ptactwo
W końcu jednak i na mrożonki przyszedł czas. Kilka dni temu rozmroziłam pierś gęsi, nasoliłam i posypałam majerankiem na noc, potem naszpikowałam połówkami suszonych moreli, podlałam łyżką wody, nakryłam folią aluminiową i upiekłam. Pycha!!! I na gorąco i na zimno, a sam sosik to bajka, szkoda, że było go tak mało... Proporcje oczywiście, jak zwykle u mnie, "na oko", nawet nie wiem, ile ważyła ta mrożonka
Przepiórki dla odmiany rozmroziłam wczoraj, dziś lekko nasoliłam od środka, owinęłam w plastry wędzonego surowego boczku i upiekłam w szkle. Wytopiło się sporo tłuszczu z boczku, a przepióreczki były delikatne i soczyste, tyle że mocno pachniały boczkiem

Następnym razem muszę wymyślić coś innego, może surową słoninkę?
Do tego podałam "bliny" ze śmietaną i żurawinę. Bliny w cudzysłowie, bo zrobiłam je z porcji kaszy ugotowanej na sypko dzień wcześniej do obiadu, dodałam do niej mąkę i jajo, trochę czarnuszki, łyżkę śmietany i parę łyżek wody mineralnej z bąbelkami, wymieszałam w misce, a potem... zmiksowałam niezbyt starannie na dość puchate ciasto. Kładłam na rozgrzany olej małe placuszki, a one pięknie wyrosły i bardzo apetycznie się rumieniły. Z gęstą śmietaną były fantastyczne, ale równie dobrze można byłoby je podać z musem jabłkowym czy sosem grzybowym, albo pomidorowym, czy jakimkolwiek innym.
I tak sobie pomyślałam, że z mąki to każdy potrafi, ale z kaszy?
