Aguś,
duuuuuużo ruchu na świeżym powietrzu.
Chodzi o wysiłek typu wytrzymałościowego.
Jeżeli z jakichś względów nie chcesz biegać, to weź się za kije, ale na prawdę konkretnie i systematycznie.
Nie ma, że pada, wieje i jest ciemno.
Nie zaczynaj ostro tylko stopniowo, a po pewnym czasie zobaczysz efekty.
Ze sportem mi od lat po drodze i muszę przyznać, że nie ma lepszej metody na samopoczucie i przy okazji wygląd ciała.
Dieta też jest ważna, czasem warto niektóre minerały, czy witaminy dostarczyć dodatkowo, ale tak czy siak taka już ludzka konstrukcja, że ruch jest absolutną podstawą.
Pracuję w instytucji, z której można zawlec wszystkie możliwe odmiany sezonowych wirusów, nawet jak coś mnie czasem dopadnie, to nie trwa dłużej niż 3-4 dni, samo odchodzi i nie pozostawia żadnych śladów.
Np. zeszłej wiosny w jedną kwietniowa niedzielę dopadł mnie jakiś wirus.
Do czwartku stałam na nogach, a w niedzielę zaliczyłam stu kilometrowy bieg.
Nawet nie byłam jakoś odczuwalnie osłabiona.
Na początku zimy tez dopadł mnie jakiś wirus, z którym poradziłam sobie po kilku dniach.
W tym przypadku problem był jednak znany, mówię o stresie, bardzo ciężko przeżyłam padnięcie Pawełka (dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi, napisze, że chodzi o pawia).
Niestety, długotrwały stres jest czymś, co w końcu załatwi każdego.
Mam wrażenie, że im szybciej przyjdzie odreagowanie, nawet w postaci infekcji wirusowej, tym lepiej.
Innym moim zwyczajem na dobre samopoczucie są kąpiele w lodowatej wodzie.
Ostatnio nie za często to robiłam, od tak, czasem jakieś dwu-trzy minutowe zanurzenie po szyję.
dwa trzy lata temu bardziej się tym zajmowałam i nawet pływałam zimą po 200-300 metrów.
Nie przypominam sobie, żebym chociaż w tamtym czasie katar miała.
Przepiękne zdjęcie zimowego dnia
