Aniu, cieszę się że próbujesz tych przepisów

zdaję sobie sprawę że opinie spożywających mogą być różne, bo czasem smaki są całkiem nowe. Ja np jestem w domu jedyną osoba która je oliwki i parmezan. A przecież to jest pyszne.
Marzanko, spokojnie, staram się nie przesadzić.
A teraz ocena mojej orzechowej żołądkowej. Matko, jakie to wyszło mocne, chyba trzeba rozcieńczyć, bo głowę chce urwać. Czuć orzechową nutę to najważniejsze. No, prawdę mówiąc przesadziłam ze spirytusem, bo w oryginale powinna być zalana wódką. Ale od początku.
Potrzebne jest 6 niedojrzałych włoskich orzechów (takie całkiem młode, miękkie, zielone). Kroiłam je cienko na półtalarki i zalałam alkoholem (w oryginalne powinno być 0,5l wódki). Po 6 tygodniach zlałam płyn do osobnej butelki i do orzechów wsypałam cukier (2 łyżki). Po kolejnych 2 tygodniach (albo coś koło tego, trzeba sprawdzać), w słoiku był syrop, więc można wtedy było łączyć z nim ten wcześniejszy płyn (tzn. nastaw alkoholowy). Po wymieszaniu trzeba odczekać kolejne 2 tygodnie, a lepiej i więcej, żeby się przegryzło. Ja nastawiałam 26 czerwca, a pierwszy raz próbowałam dzisiaj. To się nazywa cierpliwość
W czeluściach nalewkowej półki odkryłam jeszcze ubiegłoroczną agrestowo-świdośliwową (jakiś pomysł na prostszą nazwę?). Wyszlachetniała z czasem. Co tam jeszcze? Dzięgielówka dla odważnych. Ziołowa na specjalne okazje. Pomarańczowa do aromatyzowania. Pieprzówka na miodzie. Po truskawce z bananem zostało tylko wspomnienie. Zeszła najszybciej, jak i Krokodyle Łzy i kokosowa i wiśniowa.