
Otóż, wracając ze szkoły i przedszkola (byłam po dzieci) miałam wstąpic do sklepu po chleb, ale nie wstąpiłam, bo korek był. Myslę sobie, a potem...
A w domu stwierdziłam, że upiekę.
Wlałam do maszyny zakwas, wsypałam mąkę żytnią razową, włączyłam chlebownik i poszłam przeszukiwać spiżarnię za mąką. Nie znalazłam żadnej

No ale maszyna zaczęła wiercic mieszadłami - cóz było robić? wsypałam otręby pszenne, dałam łyżkę masła, cukier, sól, siemię lniane, i wrąbałam resztkę znalezionej krupczatki.
Na koniec jeszcze wcisnęłam do ciasta dwa ząbki czosnku z praski.
Chleb powalał zapachem juz w trakcie pieczenia, i o dziwo sie udał


