Marto,
Zapach w ogrodzie to podstawa, całkowicie się z Tobą zgadzam. Wiosna jest w tej materii bardziej hojna od lata, nie da się ukryć, pewnie dlatego szczególnie ukochałam sobie róże historyczne, te najbardziej wonne! No, i zazwyczaj jedne z pierwszych, nowoczesne angielki są jednak późniejsze.
Ta akurat może nie największa, ale jaka ładna i jak ładnie pachnie, Duchesse de Montebello:
Luise Odier mówi sama za siebie:
Mme Isaac Pereire – przesadzona jesienią, więc jeszcze niewielka, ale rzadko która z róż jej może dorównać w zapachu!
Ilse Krohn Superior – ta akurat bardziej kształtna niż wonna, ale jak kształtna!
Z Luise Odier tworzą wejście do tajemniczego ogrodu, nie ma to jak niezłe ujęcie c’nie?
Babiččina voňavá – pachnie jak nazwa wymaga, ale ciężko znosi deszcze a z uporem godnym lepszej sprawy zawsze zaczyna kwitnąć w ulewach. Nie powtarza, więc co roku czekam. To jest chyba jej najlepsze kwitnienie u mnie.
W każdym razie nadchodzi czas róż, zdecydowanie rekomenduję ich jak najwięcej!
Obwojnik grecki - jak zawsze nie mogę się napatrzeć na ten kwiatowy drobiazg. Ależ natura ma pomysły!
Ostatnie, najpóźniejsze rododendrony, w rzeczywistości bardziej czerwone:
I zakwitły kalmie, jeden szał te kwiatki:
W ramach siurpryzy – pierwsza dalia, i to z tegorocznych zakupów! Z obowiązkowej szczerości dodam, że podpędzona w donicy, więc właściwie falstart, ale jak tu się nie cieszyć. W ramach podwójnej siurpryzy – nie jest to ani Tartan, Ani Shiloh Noelle, ani, tym bardziej Café au Lait. Któż ona?
