Pozwolę sobie odświeżyć wątek ściółkowania, który już się tu pojawiał.
Otóż mam pytanie do ściółkujących: stosujecie pod malinami ściółkę wieloletnią czy wymieniacie ją po każdym sezonie?
W zeszłym roku, zacząłem ściółkować maliny. Moja ściółka składa się z warstwy tektury (wałek budowlanej tektury falistej o szerokości ok. 80 cm. z wyciętymi otworami na rośliny), przysypanej warstwą kory, na tym lądują systematycznie od czasu do czasu podsuszona skoszona trawa, czasem jakieś zrębki, to znowu worek lub dwa kory itd.
WIdzę, że są 2 szkoły (jak zwykle w takich przypadkach) ;)
Przedstawiciele szkoły - nazwijmy ją "otwocka" - mówią: zostawiamy z roku na rok, przecież to się kompostuje, a użyźnianie gleby to fajny efekt ściółkowania, poza wszelkimi innymi jego zaletami. Zgadzam się w 100%. Przez sezon tego materiału kompostowego uzbierało się całkiem sporo i trochę szkoda tego wyrzucać.
Spotykam jednak przedstawicieli szkoły, niech będzie "falenickiej"

, którzy mówią: zostawianie takiej ściółki to proszenie się o kłopoty! Toż to siedlisko grzybów i wszelkiej potencjalnej zarazy! Ściółkowanie w sezonie - tak, ale po sezonie zebrać to i natentychmiast spalić ze wszystkim zgromadzonym ustrojstwem! No cóż - wydaje się, że i w takim podejściu jest jakaś racja.
Jak robicie? Wymieniacie ściółkę? Zostawiacie?
Przyszedł mi do głowy - właściwie dosłownie teraz, podczas pisania tego postu - jeszcze taki pomysł, żeby zostawić, a spryskać jakoś niedługo, na początku sezonu np, mocznikiem - tak jak pryskamy liście na drzewach przed opadaniem, żeby przyspieszyć rozkład tego, co potencjalnie mogłoby roślinom zaszkodzić. Myślicie, że to mogłoby sensownie zadziałać?