
Lucynko, już w swoich marzeniach widzę to rosarium, a jak mi to wszystko wyjdzie, czas pokaże. Oby tylko nie trafiła się znów jakaś wyjątkowo mroźna zima, jak to onegdaj bywało. Jeśli róże nie wymarzną, to już będzie jakiś tam sukces.
Beaby, tak rzeczywiście, sadzonki są świetne. Nigdy nie dostałam tak dorodnych! No i wiążę z nimi duże nadzieje. Oczyma wyobraźni widzę słoneczną rabatę, która napełni mnie nową nadzieją i optymizmem.

pelagia, niestety czarna plamistość przypisana jest do róż i nic się na to nie poradzi. Pan Grzegorz (właściciel znanej szkółki różanej) powiada, że tak naprawdę nic nie dadzą żadne zabiegi, trzeba po prostu wybierać odmiany odporne. Ja już zresztą się tak tą plamistością nie przejmuję. Gorsze są szkodniki, które zżerają pąki i kwiaty (patrz: bruzdownica, na którą dotychczas nie wynaleziono skutecznego środka).
Doniczkowiaczek, jakże miło jest widzieć w wątku nowego gościa.

Co do różyczek, to moim zdaniem najłatwiejsze w uprawie są odmiany okrywowe. Na ogół nie chorują, ich cięcie jest bezproblemowe, są mrozoodporne. Ale... nie każdy je lubi, bo choć mają moc kwiatków, to jednak są one drobne i nie tak efektowne jak u innych róż. Służą głównie jako wypełniacze.
Ja uważam, że jako początkujący powinieneś na razie odpuścić sobie róże pnące i wielkokwiatowe. Zacznij od rabatowych i najlepiej takich z licencją ADR.
Mówisz, że podoba Ci się Bengali. Rzeczywiście jest ona bardzo radosna i optymistyczna. Ale uwaga, ma duże ostre kolce. Niemniej warta polecenia. W tym samym morelowo-pomarańczowym kolorze mogę ci polecić także Portoroz oraz Sangerhauser Jubilaumee (co za okropna nazwa, nigdy nie mogę jej zapamiętać i muszę sięgać do notatek). Fajnie byłoby je posadzić w towarzystwie okrywowej i wytrzymałej na wszystko, białej Aspiryn Rose. Ta ostatnia popularna odmiana należy do okrywowych, lecz ma większe kwiatki i kwitnie dosłownie cały sezon.
Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, po prostu pytaj.

Wspomnienia

Irysy, naparstnice samosiejki, czosnki





