Witajcie.
Opuściłam miasto z bobrami i swiętuję na wsi. Świąteczna pogoda nie dopisała, za to po świętach naprawiła się. Pierw napadało nam śniegu A dziś wyszło takie słońca że nie wiadomo gdzie się schować.
Działka spokojnie odpoczywa i czeka na wiosnę. Spod osłon kukają łebki żonkili i wiosennych kwiatów.
Dalie nadal w niezłym stanie w piwniczce. Znów przeglądnęłam nasiona i zrobiłam porządek. W fasolce odkryłam robaczki i wrzuciłam ją dla ptaków.
Ale jakoś na moje ziarno nie ma chętnych.
To znaczy są..

Waldek zjada już nawet pszenicę w akcie desperacji, bo ptaszyny nas jakoś omijają. Noe wiem czemu. Wisi sloninka , jabłuszka i nawer tykwa ze smaluszkiem i ziarnami. Ale nikt nie korzysta.
Z tykwy zrobiłam karmnik i bardzo mi sie podoba. Jest uroczy.

Na kolejny rok mam nadzieję na więcej tykw. Znalazłam nawet nasiona które mi kiedyś zaginęły. A znalazłam je przy okazji ubierania choinki - były w kartonie z ozdobami
Szykuję w związku z tym grZądkę wrzucając odpady tam zamiast na kompost. Na wiosnę czeka mnie też ponowne poprawianie jej, bo cała nadsypana ziemia zniknęła.
Dopiero przyjazd tu spowodował że się obudziłam ogrodniczo. Jakaś taka energia płynie z tutejszej natury, ze sie po prostu chce.
