Anido, dziewanna spodobała mi się w ogródku u Marysi tak bardzo, że musiałam ją mieć

Z nasion nie udało mi się jej wyhodować i już myślałam, że będę musiała się rozstać z marzeniami, ale w ubiegłym roku natrafiłam na nią na targach. Oczywiste było, że bez niej z tych targów nie wyjdę

W tym sezonie ładnie się rozrosła, zamiast jednego kwiatostanu, ma ich już sześć

Spróbuję z niej zebrać nasiona i jak mi się ta sztuka powiedzie, to w odpowiednim czasie służę nasionkami.
Moje różyczki w tej chwili są w pełni kwitnienia i jestem nimi zachwycona. Chyba jeszcze nigdy nie były tak piękne

Zdjęcia są jak najbardziej amatorskie, ale mam ogromną frajdę, gdy i Wam się podobają. Za uznanie
Danusiu, powojnik rośnie u mamy, ale mama nie wie jaka to odmiana. Osobiście za takimi pomponikami nie przepadam, ale doceniam, że rośnie bezproblemowo i co roku obficie obsypuje się kwiatami

Róże już zaczynam ścinać i jak nazbieram, to Ci wyślę, a jakby poszło coś z nimi nie tak, to na zimę wykopię już u siebie i może się ukorzenią.
Synuś taki przystojny oczywiście po mamusi, chociaż i tatusiowi niczego nie brakuje
Aniu-anabuko1, to na pewno jest Błękitny Anioł

Sama już znalazłam w internecie, ale dodatkowo porównałam z Twoim i jest identyczny. Na razie go zostawię, żeby nie podejmować decyzji pod wpływem emocji, ale jestem na niego obrażona, że nie jest tym, którego zamawiałam.
Tacy pomocnicy trafiają się sporadycznie, bo wszyscy mamy swoje ogrody, ale od czasu do czasu coś tam podziałamy. Filip, jak tylko trzeba zrobić coś cięższego, to bez oporów jedzie i pomaga obu dziadkom, bo obaj już wiekowi. A i mi czasami pomaga, chociaż głównie przy koszeniu, bo to jego zadanie
Aniu-Annes 77, Charlotte jeszcze nie mam, co nie znaczy, że się na nią nie pokuszę. Tym bardziej, że znalazłam jeszcze jedną ślicznotkę wartą grzechu, a już dwie różyczki, to zdecydowanie więcej niż jedna i już warto zamówić

Zachwycałam się nią u Ani-anabuko i być może zrozumiałaś, że już jestem w jej posiadaniu. I to być może jest znak, że powinna do mnie trafić. Decyzji jeszcze nie podjęłam, ale bardzo jestem skłonna ulec swoim zachciankom

Charlotte nie jest typowo żółta, dla mnie to taki bardziej złoty, przynajmniej takie mam wrażenie znając ją tylko że zdjęć. Patrząc na swoją różankę muszę przyznać, że mam sporo różyczek w tej tonacji, może nie całkiem żółte, ale właśnie złote, kremowe, waniliowe. To może ja właśnie takie preferuję? Nie mam koloru, którego bym nie lubiła i kupując róże kolor ma najmniejsze znaczenie. Po prostu róża musi mieć to "coś", co sprawi, że serce szybciej mi zabije i już wiem, że muszę ją mieć. Co prawda każda przechodzi weryfikację, czy się do mnie nadaje, musi mieć odporność na choroby, chociaż wiadomo, że to nie zawsze sprawdza się akurat u nas, ale jakieś kryteria musi spełniać
Anahe nareszcie pokazała jeden kwiat i jak zwykle jest piękny, ale czemu tylko jeden? Gdybym miała gdzie ją przesadzić, to może bym zaryzykowała, ale po pierwsze nie mam gdzie, a po drugie skoro i u Ciebie rośnie podobnie, to chyba należy uznać, że ten typ tak ma

Dziewanna austriacka to moja milusińska, jak tylko będę pamiętać, to zbiorę z niej nasionka. Tylko czy mnie pamięć nie zawiedzie?
Martusiu, z fotosikiem i ja miałam problemy, ale jednak nie tak wielkie jak Ty. Sporo zdjęć widziałam do połowy, części nie widziałam wcale, ale były i takie, które otwierały się w całości. Twoje pytanie chyba niestety pozostanie bez odpowiedzi, ale na pewno następnym razem będziesz już mogła zobaczyć wszystko. Przyznaję jednak, że to strasznie wkurzające, kiedy wpadasz jak po ogień, a tu zdjęć nie widać, a przecież wiadomo, że nie samą treścią człowiek żyje, duszy też trzeba dostarczyć coś do życia, a wszyscy wiemy, że ona kocha zielone widoczki

Ostatnie dwa dni były dużo przyjemniejsze do złapania oddechu, tak przyjemnie mi się działało na działeczce, że aż żal, że nie mogłam tego wykorzystać na maksa.
Irenko, Mareczek jest piękny i z kropelkami i bez, czy to w słońcu, czy też w cieniu, po prostu takie ciacho, że we wszystkim mu cudnie

Kupując go nawet się nie zastanawiałam, czy lubię paseczki czy też nie, po prostu musiałam go mieć i tyle. W paseczki mam jeszcze tylko Oh! Wow, tak więc chyba nie do końca jest to mój typ, ale tych dwóch nie mogło u mnie zabraknąć.
Jalitah ma w nosie upały, tak samo jak i deszcz, ona jest z tych twardych, nie poddających się kaprysom pogody. Jeden kwiat potrafi trzymać trzy tygodnie, osobiście nie znam róży bardziej wytrwałej. Mój krzaczek jest ze mną już czwarty sezon i tylko w ubiegłym roku był słabszy, ale to dotyczyło większości moich róż. Zajmuje sporo miejsca, jest raczej niższego wzrostu, ale za to szeroka w biodrach

Nie zaobserwowałam jak długo kwiaty trzyma Bajazzo, ale przy takiej ich masie, nie jest to łatwe. Ta również zdaje się być z tych mocnych róż
Iwonko, ze wstydem muszę przyznać, że rzeczywiście nie wyrabiam się w bieżącym zaglądaniu do Waszych wątków, ale na szczęście mam tak nie tylko ja, tak więc wina moja może nie taka wielka? Poczułam się jednak przywołana do porządku i braki w tym zakresie już nadrobiłam. Upały chyba tylko na chwilę odpuściły, ale wykorzystałam to i wczoraj intensywnie podlewałam działeczkę i znowu cięłam przekwitnięte róże i nie tylko i zebrałam tego cały wielki kosz

A przecież mam tylko ułamek tego, co macie w większych ogrodach, jak się z tym wyrobić, gdzie składować- całe szczęście że nie mam takich dylematów. To co mam w zupełności mi wystarczy i tak ledwo się wyrabiam, a nawet czasami nie wyrabiam.
Mój busz dopiero powstaje, Twój to już taki pełną gębą
Marysiu, dziewanną się z Tobą podzielę

Nasionek będę pilnować, a może uda mi się kawałeczek uszczknąć? W tej chwili nie mogę jej podejrzeć, bo tam ciasno, ale bliżej jesieni zrobię rekonesans i jakby co, to bądź gotowa
Powojnik to na pewno Błękitny Anioł. Nie jestem z tego powodu zbyt szczęśliwa, ale na razie niech rośnie. Jednak jego los dalej niepewny, nie mam miejsca, a chciałam w innej kolorystyce

Upały i u mnie dają się we znaki, ale ja mam wody pod dostatkiem za niewielkie pieniądze i nie mam na co narzekać. Może nie wszystko rośnie doskonale, ale nie jest źle. Szkodników też raczej nie mam, była mszyca, ale nie doczekawszy się oprysków, poleciała dalej

Mączlika nie miałam nigdy, jedynie ostróżka lubi złapać mączniaka, ale też nie w każdym sezonie. U Ciebie jest zupełnie inaczej, ogród długi i nie tylko wąż może być zbyt krótki, ale i portfel nie wytrzyma takiego obciążenia. Nie wierzę jednak, że się poddasz, to nie jest do Ciebie podobne

Z ogrodem jest jak z dziećmi, mały ogród- mały kłopot, duży........
Wczoraj było bardzo przyjemnie, chociaż początkowo nic na to nie wskazywało. Dzionek zaczął się pochmurnie, burzowe chmury przewalały się po niebie a silny wiatr przyginał drzewa do ziemi. No dobra, nie było tak źle, ale dużo lepiej zabrzmiało, prawda

?
Patrząc przez okno, miałam wątpliwości czy w ogóle jechać na działkę, bo wydawało się, że jest zimno, nieprzyjemnie i za chwilę zacznie padać Poza tym byłam po dyżurze, warunki takie sobie, w końcu jednak zdecydowałam, że jadę

Rzeczywistość przyjemnie mnie zaskoczyła, bo mimo chmur i wiatru było przyjemnie ciepło.
Działeczka zaskoczyła mnie bogactwem kwitnących róż. Cofam wszystko, co mówiłam o nich złego. W tym roku są cudowne, kwitną na bogato, nie mają szkodników, jedynie plamistość ostrzy sobie na nie pazury, ale w tej chwili blask kwiatów zasłonił wszystkie mankamenty. Nie widziałam ich od soboty i w tym czasie dokonała się ogromna przemiana

Kwitną już wszystkie moje panienki, te które zaczęły wcześniej już nawet kończą, chociaż nie dotyczy to Bajazzo i Oh! Wow, bo te nic sobie nie robią z upływającego czasu.
Pogoda była doskonała do wszelkich energicznych działań, ale z żalem musiałam sobie ich odmówić, bo od kilku dni moje ukryte gdzieś głęboko w dolnej połowie pleców korzonki, postanowiły dać o sobie znać. Na szczęście nie zaatakowały mnie z rażącą siłą, jedynie dały do zrozumienia, że muszę przystopować i zwolnić obroty. Z żalem się temu poddałam, ale wolę tak, niż miałabym na ponad tydzień zalec na podłodze jęcząc z bólu.
Wolniutkim leszczem rozłożyłam jednego węża do podlewania, a drugim podlewałam z miejsca pomidory, borówki i hortensje, które dostały drugą dawkę nawozu. Pominęłam tylko pomidorki, bo te dostały więcej na starcie, to chyba jeszcze nie odczuwają takiej potrzeby.Większym różanym krzaczkom również dostała się dodatkowa porcja wody, coby mi ślicznotki nie pomdlały na zapowiadanych upałach, bo szkoda by było takich pięknych kwiatów. Niestety nie wytrzymują one zbyt długo i to nie tylko upały są temu winne, ale ogólnie większość róż nie ma cierpliwości do długiego trzymania kwiatów. Taki Dieter Muller, teraz jeszcze kwitnący ostatnimi kwiatami, całość zakończył bardzo szybko. Każdy pojedynczy kwiat miał jak małe dzieło sztuki, ale krótko można było je podziwiać. Inaczej ma Jalitah, ta urodziła się po to, żeby być gwiazdą

Stoi niewzruszona, bynajmniej nie blada, tylko obleczona w delikatne pąsy i czeka na oklaski, których rzecz jasna jej nie skąpię. Jest kilka, które za nic mają piękne otoczenie i stoją mizerotki myśląc, że część chwały spadnie i na nie. Niestety zauważam ich niechęć i pilnie notuję w notesiku, żeby w odpowiednim czasie podjąć jakieś kroki. Kilku dam jeszcze szansę, bo młode, albo przesadzone, ale taka Candlelight, albo Rosomane Janon, muszą się mieć na baczności, bo moja cierpliwość do nich się kończy. Candlelight zazwyczaj nadrabia w drugim kwitnieniu, tak więc co do niej, to jeszcze się waham, ale Rosomane ma ze mną na pieńku od samego początku i chyba jednak będziemy musiały się pożegnać
Przed działką mam posadzoną różę Belle de Crecy, która nie wzbudza jakoś mojego zachwytu, ponieważ jednak jej płatki nadają się na konfiturę, to tam znalazła swoje miejsce. Mam ją już czwarty sezon, a ona nie może rozwinąć skrzydeł. Cały czas jest niewielkich rozmiarów i tak sobie myślę, że żeby zrobić jeden słoiczek konfitur, chyba muszę dosadzić jeszcze z pięć takich krzaczków

. Jednak to tylko ja jestem dla niej taka sroga, bo nie dalej jak wczoraj zajrzała do mnie kobietka, która jest nią wprost oczarowana, a szczególnie zapachem. Zaprosiłam ją do siebie, żeby obejrzała całą moją różankę, w końcu nie co dzień trafia się ktoś, kto by tak piał na ich na widok, dałam patyczki pachnących różyczek i w ten sposób zdobyłam jeszcze jedną wielbicielkę mojego ogrodu.
Pogoda aż zachęcała do wszelakich prac, ale byłam twarda i nie dałam się skusić. Bałam się, że w końcu ulegnę i z tego powodu wcześniej wróciłam do domu. W domku odpoczęłam po nieprzespanej nocy, a wieczorkiem spokojnie poszłam spać.
dzisiaj odpuściłam sobie wyjazd na działke, poświęcając czas na ogarnięcie mieszkania i przygotowanie ciasta dla jutrzejszych gosci. A teraz siedze wpracy i mam nadzieję, że będzie na tyle spokojnie, że bedę mogła zajrzeć do Waszych ogrodów
