Już mi się ostatnio tak pogoda dała we znaki, że dzisiaj nie zważając na to, że rano ciągle jeszcze jest zimno, spakowałam torby wrzucając do nich najpotrzebniejsze rzeczy i pognałam na działkę. Ubrałam się ciepło, chociaż strasznie tego nie lubię

Oczywiście lubię, jak mi jest ciepło, ale nie lubię sposobu w jaki można to osiągnąć, czyli np. czapki. Czapka to jest coś, czego ja w ogóle nie posiadam, bo czapek się nie nosi. Tak miałam od dziecka i do tej pory nic się w tej kwestii nie zmieniło

Ale czego się nie robi dla przyjemności jazdy rowerem? No nie, czapki się nie zakłada

, ale wyciągnęłam z basenowej torby opaskę, naciągnęłam na uszy, założyłam rękawiczki i byłam gotowa.
Dzisiaj pojechałam na króciutko i w szczególnej misji. Na króciutko, bo udawałam się na noc do pracy i w takie dni raczej nie szaleję (ale to przyszło dopiero z wiekiem

), a musiałam pojechać, bo po pierwsze już mnie nosiło, że tyle dni bez działki muszę się obywać, a tam na pewno wiosna już przez duże "W", wszystko kwitnie i świergoli, a mnie ciągle tam nie ma, a po drugie, to musiałam sprawdzić, czy makowi (i to jest ta misja), który dostałam od Małgosi, jakoś udało się utrzymać przy życiu.
I jeśli mam być szczera, to raczej średnio to wszystko wygląda, świergoli owszem, ale wiosna jakoś nie może się na dobre rozkręcić, a mak wygląda, jakby nic go przy życiu nie trzymało

Na szczęście puścili już wodę zdatną do picia (dobre i to), to przyniosłam dwa razy po pięć litrów i podlałam biedaka i moje dwie rutewki Delevaya, które niestety w dalszym ciągu biorą mnie na przetrzymanie. To ledwie kropla w morzu potrzeb, ale przynajmniej na razie nie jestem w stanie przynieść więcej, a poza tym jak wybrać te rośliny, które potrzebują więcej? Wszystkie inne jakoś sobie radzą, ale jak nie spadnie deszcz jeszcze przez jakiś czas, to marnie to widzę. Myślałam, że uda mi się posadzić przynajmniej część nowo zakupionych roślin, ale do tego muszę mieć dostęp do wody. Na razie bezpieczniejsze są na balkonie i jeszcze przez jakiś czas muszą tam pozostać.
Tak mnie dzisiaj przywitał Miłek Wiosenny
Rano na działkach nie było żywego ducha, dlatego wykorzystałam ten czas na spalenie suchych resztek. Została mi jeszcze odrobina, ale ta była jeszcze mokra, rozgarnęłam do przeschnięcia i spalę przy najbliższej okazji.
Minął tydzień od mojej ostatniej wizyty na działce i niewiele się w tym czasie zmieniło. Nie powiem, że nic, ale tak to wszystko wolno postępuje, że ledwo widać zmiany.
Wiem, wiem...od razu powiecie, że przesadzam i tak na pewno po trosze jest, ale ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że moja wiosna zawsze jest tak bardzo opóźniona w stosunku do reszty kraju. Mieszkam tu od urodzenia, a co roku mnie to wkurza. Czy to nie mogłoby być jak z feriami dla dzieci? Co roku w innym regionie wiosna przychodziłaby wcześniej, czy to nie byłoby sprawiedliwie? To wcale nie jest tak, jak piszecie, że wiosnę mam dwa razy, raz u Was, a drugi u siebie. To tak nie działa

Przykro mi bardzo, że musieliście tego wszystkiego wysłuchać, ale musiałam się komuś wyżalić, a akurat byliście pod ręką

A poza tym tacy słuchacze są najlepsi, bo nie macie możliwości mi przerwać i mogę sobie gadać ile tylko zechcę
Soniu, jesteś wreszcie. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej, otworzysz swój wątek, a nie tylko wpadłaś z wizytą? Jak by jednak nie było, to i tak sprawiłaś mi ogromną przyjemność, że do mnie zajrzałaś

Nie wiem, czy czytałaś ile miałam w tym roku przebojów z Majesty? Już myślałam, że nie uda mi się jej rozmnożyć, ale w końcu, pikując po jednym ziarenku, osiągnęłam pełny sukces
Lucynko, pomidory, ku mojej radości, całkiem nieźle dają sobie radę. Zmężniały, nabrały wigoru, tylko patrzeć a zaczną owocować

Pewnie się troszkę powyciągają, bo nie mam dla nich słonecznych parapetów, a na balkonie jak na razie ciągle za zimno, żeby je tam wystawić.
Deszczu niestety brakuje już bardzo. Dzisiaj próbowałam pielić, ale ziemia jest już tak mocno zeschnięta, że nie bardzo mi szło. W prognozach pierwsze deszcze widać niestety dopiero po majowym weekendzie, a do tego czasu działka zamieni mi się w pustynię.... Cała nadzieja, że puszczą wreszcie wodę i będę mogła chociaż z węża podlać. Ale jak na razie nawet nie zapowiadają, kiedy to mogłoby być. Zawsze puszczają w sobotę, a ponieważ następna to już Wielka Sobota, to przypuszczam, że zdarzy się to dopiero po świętach.
Małgosiu, a wiesz, że moje siewki jak były nasionkami, to też były bardzo maleńkie? Dopiero jak dostały wody i odrobinę ziemi, to tak wystrzeliły

Sąsiad w ostatnim roku przychodził już o laseczce i sporo narzekał na zdrowie, ale kielicha wypiliśmy co roku niejednego. I zawsze w wielkiej konspiracji
Maryniu, biedronek jest mnóstwo. Dzisiaj, jak tylko słonko zaczęło mocniej przygrzewać, to masowo wychodziły z kryjówek i wygrzewały się jak jaszczurki na kamieniach

Ale zdjęcia im dzisiaj nie zrobiłam
Część nasionek wysiałam dość wcześnie, bo nudziłam się na zwolnieniu i stąd takie mi porosły. Jak tylko zrobi sie cieplej, to pójdą na balkon i będą mężnieć i się hartować. Aż strach mi będzie to wszystko zostawić na dwa tygodnie pod opieką syna
Danusiu, jak to szybciej? To ja się złoszczę,
ślozy toczę, a Ty mówisz "wcześniej"? Widziałaś co się dzieje w innych ogrodach? Tam to dopiero jest wiosna, do nas taka chyba nigdy nie dotrze

Dopiero latem różnice się zacierają, tyle jest kwiatów, że się trudno połapać co i u kogo.
Doniczki kupuję tylko do siewek, a do rozsad mam już z działki. Zawsze zostawiam sobie część tych, w których kupowałam jakieś sadzonki.
Jadziu, dalie nie pytały mnie o zgodę, tylko same tak wystartowały w kartonowym pudle. Z tego względu musiałam posadzić je wcześniej niż zwykle i już kilka ma kiełki na wierzchu. Stoją sobie na balkonie, dostają wodę, to na pewno będą wcześniej, niż te sadzone do gruntu

Deszczu niestety ani widu, ani słychu. Sucho jest już strasznie, będzie bieda.
Zobacz, jakie moje jagodowce są maleńkie, ledwo z ziemi wychodzą, a Twoje już kwitną
Beatko, to jechałyśmy na jednym wózku

Wodlejstwo, to raczej cenna umiejętność. Nie raz ratowało mnie z opresji, a nawet pozwalało uzyskać lepsze stopnie.
Czasami z zazdrością spoglądam na większe ogrody moich forumowych znajomych, w wyobraźni widzę, co mogłabym sobie dosadzić, jakie chciejstwa zdobyć, mieć i pielęgnować. Ach, cóż to byłby za ogród

Ale zaraz biorę zimny prysznic i widzę ile pracy trzeba włożyc w utrzymanie większego ogrodu, ile na to czasu potrzeba... A ja na nadmiar czasu nie narzekam, a poza tym czasami lubię poleżeć na leżaczku i poczytać fajną książeczkę. Już teraz nie zawsze mam na to czas, a co dopiero przy większej działce? Tak więc jednak nie skorzystam, pozostanę przy swoim maleństwie.
Dorotko, pomidorki rosną jak na drożdżach, chociaż póki co żadnych specyfików im nie podaję. Dzisiaj już eM zamówił dla nich folię na cylindry, po powrocie z Krakowa będziemy już je sadzić na działce. To będą moje pierwsze krzaczki i mam nadzieję, że dochowam się własnych owocków
Dzisiaj na działce było bardzo przyjemnie, cichutko jak makiem zasiał, tylko ptaki śpiewały na wszystkie głosy. Na dachu prawie cały czas siedziała pliszka i co chwilę do mnie zagadywała
Marysiu, spóźniłaś się tylko ociupinkę i na dodatek jesteś w pełni usprawiedliwona

Sąsiad bywał na działce prawie codziennie, ale tylko czasami wypijaliśmy kieliszeczek. Za to zawsze ucinaliśmy sobie pogawędkę, taki mi się już pewnie nie trafi.
I ja się cieszę na spotkanie, w końcu to za chwilę minie rok, jak się widziałyśmy. Czas odświeżyć znajomość
Aniu, niestety takie przygody zdarzają mi się co i rusz. Najczęściej dotyczy to siewek, ale jak widać i z całkiem dorosłym okazem sobie poradzę

Może musisz swoim Majesty pogrozić palcem, jak i ja to zrobiłam? Dopiero wtedy wzięły się do roboty i w tej chwili jestem z nich zupełnie zadowolona.
W tym roku inne sprawy zajmują Ci myśli i czas, ale zawsze chociaż kilka owocków będziesz miała swoich. zawsze kanapkę sobie
dosmaczysz
W tym roku pokazały się tylko dwa Martagony Red. W ubiegłym roku były cztery i kwitły przecudnie. Dogodziłam im, przyniosłam bukowej ziemi z lasu, podsypałam dolomitem i liczyłam na coś więcej. Ale dobre i dwa
Miałam Wam jeszcze pokazać, jak milek mnie żegnał, ale zdjęcie zostało w zasobach domowego komputera. zatem pokażę Wam jutro
Dobranoc, muszę wykorzystać, że dzisiaj praca nie pcha nam się w ręce i spróbować zmrużyć oko
