
Ostatnio mam mało czasu na pisanie, a nawet jak go znajdę, to jestem ostatnia w kolejce do komputera, bo pracujący maja pierwszeństwo, a zwłaszcza studenci

Prace w ogrodzie cały czas trwają, o ile pogoda na to pozwala. Tulipany sadziłam pod koniec listopada, a róże kopczykuję do tej pory i końca nie widać. Jak tak dalej pójdzie to nie skończę do wiosny

I tu parę słów o ubiegłorocznych nowościach.
Zakupiłam trzy róże i jeden los na loterii, czyli marketówkę. I to właśnie z tej ostatniej jestem najbardziej zadowolona. Do dnia dzisiejszego nie ma do końca ustalonej nazwy, więc nie wiem czy to William Shakespeare 2000, a może Fisherman's Friend.
Przez cały sezon rosła w donicy, co nie przeszkodziło jej zbudować potężny krzak. Kwitła trzy razy. Pod koniec lata złapała trochę czarnej plamistości.
Kolor na zdjęciach mi nie wychodzi, jest zbyt czerwony.


Zadowolona jestem również z Garden of Roses.
Ta róża jest dobrze znana, więc nie ma się co rozpisywać. Mały krzaczek kwitnący do późnej jesieni. Zastanawiam się tylko, czy nie pasowała by lepiej na rabatę żółtą.

Kolejnym zakupem była Perfume Flower Circus.
Pierwsze kwiaty mnie nie zachwyciły. Były dziwnie wybarwione. Dość długo zbierała się do kwitnienia. Za to zdrowie rewelacyjne. Żeby zrobić kopczyk musiałam oberwać liście od dołu.


Na koniec porażka Belmonte.
Kupiłam ją dla pięknej nazwy i z chęci posiadania jakiejś róży Harknessa.
Już sadzonka była kiepskiej jakości.
Rosła słabo. Zakwitła jednym rachitycznym kwiatkiem, chorowała i nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Jak nie przeżyje zimy nie będę płakać.

Marysiu, mam nadzieję, że uda się coś zorganizować i jesteś zaproszona. Najwięcej czasu jest teraz, ale nic nie kwitnie


Gosiu, o liściach już zapomniałam. Na tych rabatach, na których się da, zostawiam liście. Różane sprzątam do kopczykowania.
Mam nadzieję, że dalie dobrze przezimują i jeśli da się podzielić będę pamiętać o Tobie. U mnie jest dość ciepło, więc muszę je zwilżać. Robię tak jak pisała Iwonka.

Joanna, nie wyobrażam sobie ogrodu bez drzew. Czasami mam ich dosyć, ale to zawsze krótka chwila.

Jolu, liście klonu źle się kompostują. Trwa to dość długo. Część zostaje na rabatach do wiosny i te pójdą do kompostownika. Koniecznie muszę się z Wami spotkać, bo na zlocie nie ma już miejsc.

Iwonko, przechowuję dalie tak jak Ty. Tylko u mnie jest trochę za ciepło i jak się zagapię to karpy za bardzo wysychają.
Nie dość, że gubią liście, to jeszcze rozsiewają nasiona i mamy na wiosnę atak klonów

