Dostałam babcinego storczyka do odratowania. Raczej zwykły phalaenopsis. Został przez babcię (pewnie więcej niż raz) zalany, był w bardzo ciasnej osłonce, prawdopodobnie też go przewiało, jego liście mają bardzo dziwne fioletowawe przebarwienia. Ma ziemiórki, nie wiem czy coś jeszcze. Póki co odizolowany od reszty roślin, ale jeśli chodzi o same ziemiórki... powiedzmy, że na chwilę obecną i tak mam je
wszędzie, więc nawet szczególnie się nie przejęłam. Czekam aż nie będą przez przynajmniej 3-4 dni z rzędu zapowiadać nocnych mrozów, żeby ściągnąć internetowo Nemycel.
Operacje, których muszę się podjąć jak najszybciej:
- przesadzenie (prawdopodobnie po umyciu i wyparzeniu pójdzie do tej samej doniczki, w której jest - doniczka jest spora, korzenie jej nie przerastają), czy może raczej wymiana podłoża. Nie wiem, jak korzenie wyglądają w środku, może nawet będę musiała znaleźć mu mniejszy pojemnik.
- obcięcie korzeni - duża część wydaje się być w bardzo kiepskim stanie.
- skombinowanie mu większej od doniczki i półprzeźroczystej osłonki - kompromis, jako że mama kwiaty storczyków uwielbia, ale absolutnie nie toleruje widoku przeźroczystego plastiku, w którym storczyk siedzi, więc nie ma szans, żeby trafił na zwykłą podstawkę.
Widać po nim coś jeszcze niepokojącego?
Ogólny rzut na storczyka:
A tak wygląda wnętrze "kubka":
