 
 Moja kolekcja nie jest duża, jeszcze całkiem niedawno usychały mi kaktusy
 Jakoś od roku parapet się powoli zapełnia - zaczęło się chyba od cytryny. W tym czasie zmarnowałam muchołówkę - nie wiem, co jej się stało, wtedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu forum. Myślę, że za jakiś czas zrobię kolejne podejście. Próbowałam też reanimować mandarynkę przyniesioną z pracy, ale również przed odkryciem tego forum, w dodatku przyniosłam ją jesienią, więc kiepska pora na ratowanie.
  Jakoś od roku parapet się powoli zapełnia - zaczęło się chyba od cytryny. W tym czasie zmarnowałam muchołówkę - nie wiem, co jej się stało, wtedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu forum. Myślę, że za jakiś czas zrobię kolejne podejście. Próbowałam też reanimować mandarynkę przyniesioną z pracy, ale również przed odkryciem tego forum, w dodatku przyniosłam ją jesienią, więc kiepska pora na ratowanie.A więc przedstawiam moje dzieci:
zamiokulkas z rodziną: "pusta" doniczka to listek ukradziony od babci. Przeżył moje niecierpliwe grzebanie w doniczce, był również z niej wysypany. Czekam na niego chyba od lipca, może dłużej. Z kolei gałązka to ułamane dziecko dużej roślinki. Chyba coś się dzieje, bo przy lekkim pociągnięciu nie wychodzi z ziemi.


Dracena kupiona za 5 zł z Ikei
 
 
Guzmania, którą dostałam na pożegnanie z pracy. Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka miesięcy temu zobaczyłam dwa odrosty. Niedawno chciałam je rozdzielić i matkę wyrzucić. Dobrze, że tego nie zrobiłam...



Niezidentyfikowany kaktus, rhypsalis i "coś", które miało mikroskopijną doniczkę, na dodatek zapomniałam o nim i przysechł. Właściwie usechł. Kwiatki opadły, ale przesadzony w większą doniczkę pięknie puszcza nowe listki.



Falenopsisy, jeden kupiony miesiąc temu, ten drugi o mały włos nie skończył na kompoście. Chyba się przestraszył, bo puszcza dwa nowe odrosty. W drugim oczku też się coś chyba dzieje, ale póki co słabo widać.




Kalanchoe. Kwiaty śliczne, ale nie lubiłam ich dopóki się nie dowiedziałam, że można je przycinać. No i się zaczęło
 Matki z dziećmi
 Matki z dziećmi  Pierwszy straszył mnie kilka lat, na czubku trzydziestocentymetrowych, gołych łodygach wyrastały kwiatki w liczbie po jednym na każdej. Kolejny również był sobie mini, ale po kilku latach
 Pierwszy straszył mnie kilka lat, na czubku trzydziestocentymetrowych, gołych łodygach wyrastały kwiatki w liczbie po jednym na każdej. Kolejny również był sobie mini, ale po kilku latach   nareszcie zdecydowałam się go przesadzić - korzenie same wyszły. Przy okazji obcięłam dwie wybujałe gałązki, ale jakieś smętne są. Dzisiaj dostały własną doniczkę - mają korzonki, więc czekam. Trzecią dostałam i po przekwitnięciu również zrobiłam odsadki. Pierwsza pomarańczowa, druga nie wiem, jaki ma kolor, a trzecia różowa.
 nareszcie zdecydowałam się go przesadzić - korzenie same wyszły. Przy okazji obcięłam dwie wybujałe gałązki, ale jakieś smętne są. Dzisiaj dostały własną doniczkę - mają korzonki, więc czekam. Trzecią dostałam i po przekwitnięciu również zrobiłam odsadki. Pierwsza pomarańczowa, druga nie wiem, jaki ma kolor, a trzecia różowa.


Cytryna stoi w szklarni, zdjęcia dodam w najbliższych dniach. Dostałam ją rok temu w kwietniu. Jakaś niemrawa była. Miała dwa kwiatki, jeden bez owoca, drugi spadł nierozkwitnięty. W tym roku ruszyła z kopyta - na każdej obciętej gałązce wypuszcza liście, nawet na pniu
 I kwiatek chyba też się zawiązuje. Dalej jest biedna, ledwie trzy gałązki, ale szybko zrobi się bujna. Obcinałam ją z bólem serca, ale wiedziałam, że to dla jej dobra. No i teraz mam nagrodę
  I kwiatek chyba też się zawiązuje. Dalej jest biedna, ledwie trzy gałązki, ale szybko zrobi się bujna. Obcinałam ją z bólem serca, ale wiedziałam, że to dla jej dobra. No i teraz mam nagrodę 












 
 
		
