Właśnie dzisiaj taką spotkałam, ale ponieważ jest to dopiero początek naszej znajomości, nie chciała mi zapozować. A może była troszkę skrępowana brakiem ogonka? Musiała nieźle się wystraszyć skoro zdecydowała się go odrzucić.
Rano było jeszcze całkiem rześko, ale bardzo szybko zrobiło się zupełnie ciepło. O ósmej byłam już na działce (pojechałam bezpośrednio po pracy) i z miejsca wzięłam się za rozpalanie ogniska i palenie pozostałych po moim ostatnim pobycie gałęzi. Ciągle jeszcze nie mam wszystkiego spalonego, bo działkowicze korzystając z pięknej pogody masowo ruszyli na ogrody i musiałam kończyć tzw. czyny zabronione
. Znowu będę musiała któregoś dnia przyjechać wcześnie, żeby dokończyć. Ale teraz została mi do spalenia właściwie tylko słoma z różanych chochołów. Zazwyczaj jak jeżdżę na działkę po pracy, to oddaję się błogiemu lenistwu. Jednak na początku sezonu nie mogę sobie na coś takiego pozwolić. Jak chcę się lenić, to muszę wrócić do domu, bo na działce nie mam na to czasu. Ale pierwszą kawę na działce już wypiłam

Jednak, żeby nie było tak zupełnie męcząco, to dzisiaj, oprócz palenia, zajęłam się tylko różami. Wczoraj zauważyłam, że pąki na forsycji zaczynają już pękać, tak więc już czas i pora

Rozebrane z chochołów pnące różyczki, wyglądają po prostu doskonale. Jestem ciekawa czy to rzeczywiście zasługa słomy, czy jednak zima nie całkiem dała im popalić? Jakby nie było, to jest szansa, że moje pnące panienki będą miały wzrost zbliżony do nazwy
Z różyczek, które spędziły u mnie pierwszą zimę, odgarnęłam kopczyki. I wszystkie na szczęście żyją i mają nabrzmiałe nosy.

A to jeszcze nie koniec dobrych nowin. Od razu po przyjściu poszłam zobaczyć jak się mają moje pszczółki i zobaczyłam całkiem spory ruch w ich gospodarstwie. Na razie są mocno podekscytowane wylotami i nie dają sobie cyknąć fotki, a ja z kolei nie miała czasu na rozsiadanie się na fotelu i polowanie z aparatem. Ale ogólnie jakoś bardzo mało jest owadów. Dzisiaj nie udało mi się zrobić ani jednego zdjęcia z pszczołami


Po prawie pięciu godzinach pracy bez przerwy miałam dość i wróciłam do domu. Oczywiście rowerkiem i dzisiaj już poszło mi dużo lepiej.
Beatko, mój trawnik na szczęście jeszcze wygląda marnie po zimie, to spokojnie mogę go sobie deptać. Ale jak mam kosić trawniki, to właśnie to mnie wkurza, że swoje obchody muszę skrócić do minimum, bo inaczej trawa się położy i nie będzie można kosić

Bea, dzisiaj w domku było już całkiem znośnie, ale cóż z tego, kiedy nie miałam czasu nie tylko na sen, ale nawet na odpoczynek? Na razie działam w amoku i nie mam czasu na zbędne siedzenie. Ale i pracy ciągle przede mną moc.
Szafirki już mnie zachwycają, za każdym moim pobytem są inne, po prostu cudne

Szałwia i kocimiętka już rośnie, nie pamiętam czy zerknęłam na krwawnik, a anafalis jeszcze zupełnie nie ruszył. Ale może on tak ma?
A widzisz, Marysiu

Moniko, no właśnie
Ewuś, jak na razie jestem całkiem zadowolona z moich różyczek. Co prawda biorę pod uwagę, że źle je oceniłam i jednak nie będzie tak różowo, ale póki co nie spędza mi to snu z powiek
Fotek nie rwij, bierz w całości
Elu, jak to dobrze, że mnie rozumiesz
Właśnie śniegu wcale u mnie dużo nie było, a jak już spadł, to po największych mrozach. jak było -20, to ziemia była golusieńka
To mówisz, że mam jechać 100 kilometrów na targi nie brać kasy? No, jak to tak? Tak się nie godzi
Oddech na działce, to taki na razie bardziej urywany

Aniu, już tak mam, że sto srok za ogon ciągnę, a potem dostaje zadyszki
A ja na odwrót, właśnie teraz mam troszkę spokojniejszy czas i mogę trochę podziałać. Krokusy niestety już przekwitły. Teraz kwitną jeszcze te, które są ze mną od zawsze. Ale w piątek i tych już pewnie nie będzie. Ale może w zamian będzie coś innego? Pozdrawiam 
Miłego wieczoru














