Dziękuję wszystkim za miłe słowa ! Napisałam elaborat, który następnie poleciał w kosmos

. To napiszę ponownie chociaż to co mi z głowy nie wyparowało .
Dzisiaj przycięłam pelargonie i zrobiłam z nich sadzonki. Oczywiście znowu będzie mix na chybił trafił, bo koty powyciągały znaczniki z donic w sieni. Kwiaty zimuję w nieogrzewanym wiatrołapie, kwitły mi do listopada. Fuksje szt 2 też przycięłam, to takie chucherka że nie wiem czy coś z nich będzie, mają zielone pączki. Ziemię wymieniłam na kompostową z dodatkiem keramzytu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy wyjęłam je z doniczek, a tam...dżdżownice

Musiały wejść jesienią . Żywe i całkiem duże. Nie było rady, zrobiłam im w starym garze w sieni mini kompostownik. Przeżyły w doniczce 1l, to i tu dadzą radę. Papu dostały

.


Na forum jest fajny zwyczaj podsumowywania lata zdjęciami "dobytku". Wiec i ja co nieco dołożę, niech się cieplej zrobi koło serca

To miks, niekoniecznie z ostatniego roku. Ale lubię je oglądać i planować, jak to będzie, gdy tylko się ociepli ;)






Tak wygląda wejście do naszej oazy. Jak dorwę aparat, zrobię zdjęcia aktualne i opiszę obmyślane zmiany.
Mam też kilkanaście razy przesadzaną kalinę roseum, Jarząb Koehnego który nie lubi rosnąć i myśli że mam sto lat przed sobą na oglądanie jego postępów, kilka wykończonych pęcherznic (dobra jestem, nie? takie stalowe krzaki dobić) i dużo goździków sinych które sama wysiałam, oraz liliowców Stella d'oro. Te maleństwa mnie zachwyciły, kwitły krótko po posadzeniu. Tam jest taki bajzel, że ojejuuu...

Dane są przekłamane, bo aparat nie ma ustawionej daty

Co do domu- rzeczywiście jest bardzo duży. Mam troje dzieci, najstarszy syn poszedł już w świat, studiuje w Białymstoku, ale od zawsze jeździł po świecie najpierw do moich rodziców, potem już w szkole średniej na zarobek za granicę i dalej są ze swoją dziewczyną zdania, że zapewne emigrują. Średnia córka to czternastolatka, najmniejsza- 4,5roku. Był czas, że moja nastolatka nerwowo dopytywała się, czy aby na pewno nie wyprowadzimy się stąd? Myślałam, że to trauma jakaś po przeprowadzce z miasta, po zmianie środowiska, ale ona po prostu kocha to miejsce. Chodzi po łąkach, śpiewa, zbiera kwiaty i dobrze jej tu. Chociaż jeszcze mała, przekomarza się z mężem (to jej ojczym)że niczym jej stąd nie wygoni, będzie z nami mieszkać i już! Najmniejsza nie ma zdania, ale temperament cygański

. Zawsze sądziłam, o ja naiwna, że duży dom kupię żeby dzieci przynajmniej przez kilka lat dorosłości nie musiały martwić się o wynajem, stancje, kaucje itd. Potem zechcą, to się wyprowadzą, a jak nie to też dobrze. Na górze swobodnie zmieszczą się dwa 50m mieszkania, ze wspólnym korytarzem i łazienką, ale aneksy kuchenne mogą być oddzielne. No i co? Dzieci idą w świat swoją drogą, chcą zdobywać wszystko same, same chcą mierzyć się za bary z życiem. Czas pokaże, jak będzie. Duży dom, duże koszta. Póki co w kieszeni wiatr, a trzeba ocieplić chałupę, bo niszczeje i duże są koszta ogrzewania. Śni mi sie po nocach, jak już stoi taki piękny, w kwiatach.
