Tak, z tego roku, wysiewane 14 lutego. Połowa z nich była uszczykiwana miesiac temu i probuje to ukorzenic. Urwane czubki stoja w wodzie, jednen ma jeden korzonek a reszta nic.. A w mieszkaniu jest cieplo, do tego stoja na poludniowej stronie przy duzej szybie balkonowej. Pewnosci nie mam, ale paczek jest chyba przy tej nieuszczykiwanej.
Uszczykiwanie pomaga się roślinie rozkrzewić, chociaż kobea i bez tego dobrze sobie radzi, ale opóźnia kwitnienie o około 2 tygodnie (tak gdzieś wyczytałam, nie pamiętam gdzie). Coś w tym chyba jest
Moje identyczne jak u Papi, tylko te na południowym oknie coś marnieją, liście popalone jakieś, ale nie tak mocno, te 2 tygodnie spokojnie wytrzymają, a pewnie i nadrobią. Te na północnym oknie w kuchni zieloniutkie.
Z wszystkiego robimy sobie jaja. Pozdrawiam, Andzia.
Moje dzisiaj były chwilę na dworze, ale wiatr u mnie mocny, więc pospadały mi z patyczków. Jak się później czepią drabinki właściwej, to może stabilniej zniosą powiewy. Na wszelki wypadek pochowałam na noc do domu, bo zapowiadają minus. Też niektóre listki mam jakby popalone, ale ogólnie wyglądają bardzo dobrze.
Przypatrzyłam się dzisiaj i pączki mam na jednej uszczykiwanej fioletowej, na pozostałych nie ma. I pojawiły się na białej (to znaczy myślę, że to biała, bo inna niż wszystkie).
Jeszcze informacja, że moje dwie leniwe, o których wcześniej pisałam, że stoją w miejscu po przesadzeniu w fazie liścieni, po 8 tygodniach zebrały się. Jedna ma już 10cm, druga lada dzień puści pierwsze liście właściwe! Takiego czegoś to jeszcze nie widziałam, żeby tyle czasu jakaś roślina stała w miejscu mając warunki idealne do rozwoju.
Moje kobee od prawe dwóch miesięcy żyły w foliaku, ładnie rosły zahartowane i już je posadziłam. Tylko jedna była w domu w ciepełku na parapecie, ma dłuższe międzywęźla, ale za to wyglądała bardzo okazale, mojego wzrostu . Wczoraj przy sadzeniu na wietrze pękła jej łodyga I to nisko. Nakleiłam jej plasterek ale pewnie nic to nie da. Mam więcej sadzonek, niż planowałam, ale tej mi bardzo szkoda
"Przymierzyłam szczęście. Pasuje mi, będę nosić." Zapraszam do mojego ogrodu Warzywnik we fiolecie
Agnieszka
Mi tez wczoraj jedna się złamała podczas przesadzania do większych donic.
Nie miałam plasterka na miejscu, zostawiłam tak jak jest.
Co będzie to będzie. Też mam więcej niż zamierzałam, ale jedną juz zmarnowała mi córka jeszcze w domu, szkoda każdego egzemplarza.
Posadzę do gruntu po pełni.
U mnie zaledwie 3 sztuki to pilnowałam ogromnie by nic im się nie stało.
Wysiałam od lutego 4 opakowania i dopiero z ostatniego siewu wykiełkowały te 3.
Ja mam w sumie 14 sztuk, w tym 7 z uszczykiwanych sadzonek:) Te sadzonkowane jeszcze małe ale te z siewu już wysokie i rozkrzewione. Wysadzę je dopiero w 2giej połowie maja bo w Wa-wie mogą być jeszcze w przyszłym tyg. przymrozki.
O co chodzi z tymi plasterkami? Jakich plasterków używacie aby "podkleić" łodygi?
Aguś miałam pod ręką plasterki z Kubusiem Puchatkiem i zwykły celulozowy w rolce, wybrałam celulozowy Chodziło tylko o to, by się nie ruszała w tym miejscu, może to jakoś się zregeneruje? W końcu rośliny można szczepić, nawet ogórki na dyni i jakoś się zrasta i wegetuje, może moja kobea też sobie z tym poradzi?
Tylko tej konkretnie mi trochę szkoda, taka wielka już urosła
"Przymierzyłam szczęście. Pasuje mi, będę nosić." Zapraszam do mojego ogrodu Warzywnik we fiolecie
Agnieszka
Dobry pomysł z tymi plasterkami.
Agnieszko, Twoja kobea ze złamaną łodyżką powinna wypuścić poniżej boczne odrosty więc się nie zmarnuje. A jak tylko robi się ciepło one rosną jak na drożdżach. Szybko nadrobi straty.