Najpierw zabrałam się za tego fiołka w lepszym stanie i obcięłam go zaraz przy ziemi.

Oskubałam go z liści, ale nie wiem czy nie za mało


Przyszły korzeń wyglądał tak

Włożyłam go do ukorzeniacza (tego nie było napisanego, ale doszłam do wniosku że chyba nie zaszkodzi)

Przygotowałam dwie nowe doniczki. Na ich dno wsypałam keramzyt i zakryłam białą włókniną (gdzieś wyczytałam że pomiędzy kamykami a ziemią dobrze jest ułożyć włókninę). Na to wszystko wsypałam ziemię uniwersalną kwiatową, bo tylko taką miałam w domu.

Następnie okazało się że trzeba dosypać ziemi i nie chcący zabrudziłam moją roślinkę. Umyłam ją i włożyłam do pojemnika z wodą. Następnie wzięłam się za drugiego kwiatuszka. Obcięłam go mniej więcej w połowie i okazało się że jest zupełnie zgnity lub wysuszony już. Ta roślinka była w połowie martwa.

Obcięłam ją aż do wg mnie zdrowej części a na pewno do żyjącej. Oczyściłam z liści, następnie jeszcze trochę obcięłam korzonka.
Podobnie włożyłam do ukorzeniacza.



Tego już nie myłam tylko włożyłam do pojemnika z wodą (oczywiście przegotowaną i odstaną) i włożyłam oba do szklarenki pokojowej.


Czy coś zrobiłam nie tak, czy macie jeszcze jakieś sugestie? Może mogłam coś zrobić lepiej? A może teraz możecie mi doradzić jak dbać o moje maleństwa? Z takich podstawowych rad podsumuję:
1. Podlewanie do podstawki odstaną przegotowaną wodą
2. Nie podlewać po liściach i nie opryskiwać fiołków
3. Nie stawiać przy otwartym oknie, najlepiej wschodni lub zachodni parapet
4. Nie przelewać!!!
Jak myślicie, mogę te fiołki podlewać tak samo jak storczyki, czyli raz na tydzień lub dwa wstawiam do pojemnika z wodą na parę minut, później wyjmuję, chwilkę odczekuję aż odciekną i stawiam na swoje miejsce?