W środę udało się nam WRESZCIE wyrwać na chwilę na wieś. To co, że nie na cały dzień. Ale już tak dawno tam nie byliśmy! A pogoda zrobiła się na tyle przyjemna, że warto było. Juuupiii!!!
Słońce zaszło za chmury, gdy dojechaliśmy na miejsce, ale było nadal dość ciepło.
Poza tym zamówiliśmy u sąsiada ekologiczną jagnięcinę, tzn. z owiec, które pasły się w sezonie na wolnym wybiegu w sąsiednim gospodarstwie. Fajne zwierzaki, nawet głaskałam kilka po mordkach.
Mięso jest generalnie dla mojego M., bo ja jestem raczej vege z natury (za to sery uwielbiam).
Na działce przywitała nas sikorka, śpiewająca na dębie.
Ja tam jeszcze nie mam żadnych wiosennych kolorów, którymi mogłabym się teraz pochwalić.
Cebule chyba zgniły z glinie mimo drenażu. Jakoś nie miałam nigdy zapału do wykopywania tulipanów, obsuszania ich i ponownego sadzenia jesienią. Może jak będę miała jakiś składzik to prędzej.
Generalnie jest szaro-buro-beżowo, ale przynajmniej śniegu nie ma, a to już jest coś. Wszędzie widać sarnie bobki, nazbierało się tego tej zimy! A kopce i kretowiska wywalone są zwłaszcza przy naszych nasadzeniach.
Jest bardzo wilgotno, kępy butwiejącej trawy uginają się jak gąbki, ale zaryzykowaliśmy i zjechaliśmy z asfaltu na nieutwardzony grunt. Jednak nie zapuszczaliśmy się w głąb działki samochodem. Na szczęście udało się nam potem wyjechać bez przygód.
No, to co by tu? Może panorama na początek.
Teraz pokażę to, czego pokazywać nie lubię i unikam, ale w ramach gorączki wycinania drzew sąsiad wychlastał wszystkie sosny, które rosły przy naszej wspólnej miedzy. W cieniu tych sosen mieliśmy fajny zakątek: jedyny, w którym mogły rosnąć rośliny cieniolubne. A i my z tego korzystaliśmy, samochód się tam nie nagrzewał w lecie i przyjemnie było usiąść i się czegoś napić.
No a teraz mamy taki piękny widok na obdrapany blaszak, kojec dla psa i skład opału.
Co gorsza nasza wierzba też została niefortunnie zasadzona, tzn. patyk wetknięty w ziemię - nad gazociągiem. I też będziemy musieli ją eksmitować.
Nad wierzbą zbytnio nie płaczę, bo potnę ja na kawałki i wszystkie posadzę w nowe miejsca, powinna szybko się ukorzenić.
Więc nie ma się co oglądać i trzeba swoje drzewa sadzić. Ale tymczasem, zanim urosną, dobrze by było gdzieś się w cieniu schronić przed słońcem, gdy przygrzeje.
A że teraz nie ma jeszcze liści i widać wyraźnie drzewa, to skorzystam i przedstawię Wam nasz zagajnik samosiejek: dęby, brzozy, osiki, parę sosen, od niedawna również jakiś jarząb i czarny bez.
Niektóre zostaną z czasem racjonalnie wycięte, żeby mogły rosnąć w siłę pozostałe.
Ktoś tu chyba gniazdo sobie szykuje:
W dole, pod zagajnikiem, mamy takie niemalże bagienko nad strumykiem, porosłe sitowiem.
A teraz rośliny ogrodowe. Zaskoczył mnie ciekawy wzorek na pączkach rozchodnika. Dostałam go od jednej naszej forumki, jeszcze nie wiem, co z niego wyrośnie.
Proso bardzo dobrze zniosło tę zimę bez wiązania, tzn. nie rozpirzyło się całe na wietrze.
Po raz pierwszy nie okryliśmy piwonii krzewiastych na zimę i obawiam się, że pąki zostały mocno uszkodzone przez mroźne wiatry. Zwłaszcza te szczytowe. No, sama nie wiem co to z tego będzie. Zobaczymy w maju.
No i dwie wielkie Veilchenblau wyglądają na zdechłe. Mają ciemne pędy, a powinny mieć zielonkawe. Na pewno nie od mrozu zdechły, bo one nie z tych delikatnych (strefa 4b). A to znaczy, że karczownik je obżarł od spodu. Ciekawe, czy dadzą radę się ukorzenić od nowa? (W zeszłym sezonie róży 'Kazanlik' udało się zregenerować po takim unicestwieniu. Sama nie mogłam w to uwierzyć.)
Wracając do miasta, mieliśmy taki widok na wieczorne niebo:
