Witajcie!
Po ostatnich dość obfitych opadach śniegu sporo z moich różanych krzaczków ucierpiało. Zbyt duży ciężar białego puchu spowodował, że pędy niektórych róż nie wytrzymały i zostały połamane
Ucierpiały między innymi także Austinki, których nie chciałam zbyt mocno ciąć, ale nie będę miała wyjścia. Zatem na wiosnę będzie wielkie cięcie. Mam nadzieję, że kolejne opady nie spowodują kolejnych złamań. Wolałabym sama zdecydować, w którym miejscu ciąć i jak kształtować daną różę. Poza tym w sobotę usypałam kopczyki najbardziej wrażliwym pannom i stwierdziłam, że reszta musi sobie radzić sama. Do wiosny nie zamierzam nic robić - odpoczynek należy się nie tylko roślinom, ale i mnie. Trzeba zbierać siły na wiosnę, bo wtedy jak zwykle jest najwięcej ogródkowej pracy.
Ewelinko, właśnie takiego planowania na nowym areale Ci zazdroszczę. Będziesz miała wielkie pole do popisu. A samo rozplanowanie co gdzie i jak, to już czysta przyjemność. I wiadomo, że nie od razu, ale małymi kroczkami. I to jest tak naprawdę najfajniejsze w ogrodzie, że zawsze możemy coś zmienić, przesadzić, zagospodarować kolejny kawałek trawnika i ogród zawsze może zmienić swoje oblicze.
Patrząc na Twój cudowny różany ogród to gdybym mogła oddałabym Ci trochę placu do zagospodarowania
Dobra z Ciebie dziewczyna i dziękuję kochana za szczere chęci
Sabinko, Abraham jest na samym początku austinkowej listy i stąd poszedł na pierwszy ogień, ale prawda jest też taka, że ja go uwielbiam i zawsze znajdę okazję, żeby wrzucić jego fotki
Ze słońcem masz rację - on za mocnym nie przepada, ale większość róż źle znosi taką patelnię i Abraham nie jest w tym odosobniony. Gdybym miała wybrać 10 swoich najlepszych, to w większości też byłyby to róże Austina. Muszę się nad tym zastanowić i spróbować stworzyć taką super dziesiątkę. Sama jestem ciekawa co się na niej znajdzie?
Jadziu, właśnie się zastanawiam dlaczego w niektórych ogrodach Abraham słabo rośnie i zupełnie nie zachwyca? Czyżby zależało to od podkładki, na której został zaszczepiony? A może jakości sadzonki? Zdania na jego temat są bardzo podzielone. Albo zachwyca wigorem, kwitnieniem, zdrowiem jak w moim przypadku, albo wręcz odwrotnie. Może źródło samego zakupu jest przyczyną tak różnego zachowania tej odmiany? Mogę powiedzieć jedno - jeśli chodzi o Austinki, to w ich przypadku jestem w stanie wybaczyć im wiele niedociągnięć, bo jak już kwitną, to cudnej urody kwiaty potrafią naprawdę powalić na kolana. Będę trzymała kciuki za Twojego, żeby wreszcie i u Ciebie rósł i kwitł jak należy
Werka, wcale się nie dziwię, że Twoja Austinkowa lista wciąż rośnie. Też tak mam...I dobrze mi z tym

Już układam sobie w głowie, co będzie na wiosennej liście...
Aneczko, w czerwcu ogród kipi nie tylko kolorem, ale jak słusznie zauważyłaś - także zapachem. A zapach unosi się z każdym powiewem wiatru. Poranna kawa na tarasie, to czysta przyjemność, nie tylko dla oczu, ale i nosa. Między innym właśnie dlatego tak uwielbiam czerwiec. Z ogrodu trudno mnie wygonić, bo mogłabym stać i gapić się godzinami i chłonąć te czarowne obrazy. Wtedy każdy kwiat wart jest uwagi, dotknięcia, zanurzenia nosa /czasami trafi się konkurencja/ w postaci jakiegoś bzykacza

, a ponieważ różanych krzaków jest sporo, to taki obchód czasami trwa godzinami i zanim się obejrzę, już robi się ciemno. Ech, tęskno mi do tych widoków...Dobrze, że są zdjęcia, na których można utrwalić przynajmniej obraz. Zapach można sobie tylko wyobrażać.
Mam cichą nadzieję, że podzielisz mój zachwyt nad Abrahamem i kolejne sezony utwierdzą Cię w przekonaniu, że dobrze zrobiłaś zapraszając go do swojego ogrodu. Inaczej będę miała wyrzuty sumienia, że jestem sprawczynią Twojego rozczarowania.
Marlenko, będę trzymała kciuki za Twojego Abrahama, aby wyrósł, kwitł obficie i był prawdziwą ozdobą twojej działeczki
Aprilku, dam znać w czerwcu.
Ta bylina, o którą pytasz, to właśnie bodziszek, ale nie pytaj mnie o nazwę, bo znacznik wywlekł gdzieś Mango

Kupiłam go w pobliskim ogrodniczym jako małą kępkę ze trzy lata temu. Przyrasta bardzo szybko i na wiosnę będę zmuszona go podzielić, bo gotów zarosnąć nie tylko Cardinal Hume, ale i olbrzymiego Artemisa
Ewuniu, widzę, że Twoja kolekcja Austinek równie liczna

Jak to dobrze mieć pokrewną duszę, która uwielbia róże tego hodowcy. Ja na ich punkcie nie tylko mam hopla, ale nie ma właściwie dnia żebym nie myślała o ich urodzie i nie snuła kolejnych zakupowych planów. Czy to nie jest przypadkiem jakaś obsesja?

Nie wiem co one mają w sobie takiego, że pragnę wciąż nowych i gotowa jestem poświęcić dla nich każdy skrawek ogrodu, w którym notabene miejsca jak na lekarstwo? Zaczynam poważnie rozważać, czy nie ograbić jednak sąsiada z jego nie zamieszkałej działki

Wczoraj łakomym okiem patrzyłam na ogromne połacie trawnika u moich teściów i coś nieśmiało napomykałam, że w zasadzie, to u nich tej trawy stanowczo za dużo i teść ma z koszeniem nie lada problem, a można by przecież zrobić jedną lub dwie nieduże rabaty. I koszenia mniej i kolorów by trochę przybyło...Coś nie było odzewu i zaległa cisza. M śmiał się po cichu, a teściowa zupełnie się nie zorientowała co mi chodzi po głowie
Róże już podpisuję. Górna rabata: od lewej Lady of Megginch, Sharifa Asma, Crocus Rose, Wisley 2008, Young Lycidas. Na dole od lewej: Munstead Wood, dwie Princess Alexandra of Kent, potem znowu Munstead Wood. Dobrze zgadłaś Lycidasa i Munstead Wood, nad którą nawet się nie zastanawiaj, tylko bierz w ciemno. Na pewno nie pożałujesz - jest cudna!
Na dzień otwarty czuj się zaproszona
Basiu, obiecuję, że dzisiaj będą kolejne angielki z listy
U mnie każdy z Abrahamów rośnie w innym miejscu, ale żaden właściwie nie ma przez cały dzień słońca. One niezbyt dobrze tolerują tzw. patelnię. Ten najstarszy rośnie na stanowisku północno zachodnim, drugi kawałek dalej ma podobnie, a trzeci z kolei słońce ma od wczesnego ranka do godz. 15 latem. Chyba z tych trzech ma najmniej słonecznych godzin, ale nie zauważyłam żeby jakoś słabiej kwitł. Tylko nieco mocniej i wyżej urósł, wyciągając się pewnie do słonka. On ma w sumie najgorzej, bo rośnie przy szczelnym, drewnianym ogrodzeniu, które również ogranicza mu światło.
Oszczędnie, to znaczy, że w pierwszych latach daję mu czas na wzmocnienie pędów i cięcie tylko kosmetyczne dla uformowania krzaczka. No i oczywiście to co ewentualnie przemarzło. Najcieńsze gałązki też wycinam. W przypadku Austinek ta metoda sprawdza się dość dobrze. Wyjątkiem może być Jubilee C, bo moja pomimo takiego cięcia nadal jest bardzo wiotka i jak do tej pory, wypuściła tylko dwa grubsze pędy. Zastanawiam się nawet czy nie wymienić jej na inną, lepszą sadzonkę? Zauważyłam, że angielki wcale nie lubią mocnego cięcia, bo pędy i tak potem wypuszczają wiotkie, więc trzeba dać im szansę i cierpliwie poczekać. Jak dotąd w większości przypadków ta metoda skutkuje. Gdybym coś nie do końca jasno wyjaśniła, to pytaj. Postaram się bardziej przyłożyć.
Dorotko gratuluję serduszka
Jadziu, dziękuję. Czy ja o czymś nie wiem?
Za chwilę wracam, bo zabrakło uśmieszków, a dla umilenia wieczoru - kilka czerwcowych zdjęć.
