Drodzy,
pierwszy post tutaj, prośba o wyrozumiałość

był w osobnym temacie, przenosiłem tutaj, żeby nie zaśmiecać jednak forum.
miesiąc temu kupiłem w szkółce trzy Thuje szmaragdy, duże - bo około 1,5m wysokości. Drzewka były hodowane w doniczkach, miały bardzo ładna bryłę korzeniową (gęsta, ciężko je było wydostać z dość niewielkich donic). Żeby je wydostać trzeba było niestety odciąć "placek" z drobnych korzeni które przerosły dolną część donic... domyślam się, że to błąd, ale inaczej nie dało się tego po prostu zrobić niestety. Wsadziłem je do dużych, wysokich donic stojących w nasłonecznionym, osłoniętym od wiatru miejscu w osiedlowy ogródku. Donice mają wykonany drenaż, dolna warstwa wysypana w donicy jest przepuszczająca (keramzyt, z 15 cm, otwory w donicy, nadmiar wody wypływa), reszta wysypana ziemią do iglaków (z hydrożelem). Góra wysypana lekko korą, bez włóknin. Drzewka są regularnie podlewane, ziemia jest cały czas wilgotna, woda w donicach nie stoi, nie ma błota.
Wydawałoby się, że wszystko jak trzeba, ale na drzewach zaczęły żółknąć, a potem brązowieć gałązki. W różnych miejscach, nie w jednym obszarze, trochę tu, trochę tam. Gałązki bardzo łatwo odpadają, wystarczy lekko dotknąć. Na jednym z drzewek pojawiła się też szary nalot na tych żółtych gałązkach. W sumie to z takim drzewko wyjechało chyba że szkółki (poinformowano osobę wiozącą drzewka, że to po nawożeniu).
Mam pytanie - mam teraz gazem pryskac czymś drzewka? To efekt przesadzenia i jakaś reakcja fizjologiczna czy może grzyb? Zależy mi na tych drzewach. Dodam, że nie mam żadnych zwierzaków.
Przestudiowałem wszystkie 42 już strony tematu i mam wrażenie, że może to być efekt usunięcia tych drobnych korzeni przy przesadzaniu z małych donic + duże drzewko + może trochę za mało podlewania... właściciel szkółki poinformował mnie, że to fizjologia i dodatkowo reakcja na jesień. Co Państwo myślicie?
