Grażynko, dzięki za miłe słowa - tak, wydaje mi się, że się powoli integrujemy z naturą i to się opłaca, bo póki co nie mogę narzekać na żadne większe plagi - jest wszystko (mszyce, ślimaki bez skorupek, sarny, gryzonie wszelakie), ale też wszytko wydaje się pozostawać w pewnej równowadze:
np. postanowiłam nie stosować żadnej chemii na mszyce, bo wiem, że nie tylko na mszyce podziała - opłaciło się, czekałam dwa sezony, ale w końcu za mszycami pojawiły się również i biedronki, a i pewnie mnóstwo różnych bzygowatych, których nie rozpoznaję, ale których larwy też skutecznie rozprawiają się z mszycami.
Swoistą nagrodą jest to, że w końcu - dwa tygodnie temu - w okolicy pojawił się jeż.

Nie było tu wcześniej żadnych jeży, odkąd zaczęliśmy tu przyjeżdżać i uprawiać cokolwiek. Ani u nas, ani u sąsiadów. A ja bardzo chciałam, żeby jakiś do nas zawitał.
Jeż najpierw pojawił się pod balkonem sąsiadki, ale jej york strasznie go obszczekiwał. W tym samym dniu przyjechaliśmy i my, więc ewakuowaliśmy go do naszego zagajnika. Przy czym jeż, lub mama jeżowa - szukała chyba miejsca na gniazdo i intensywnie żerowała - bo calutki dzień łaziła po naszej łące - widzieliśmy ją jeszcze kilka razy w ciągu dnia w różnych miejscach.
Kleszcze ma, ale na to nic nie poradzę.
Miał też ranę za uchem, którą mu zdezynfekowałam wodą utlenioną. Chyba już jakiś większy pies się próbował do niego dobrać.
Marysiu, nasionek bnieca to akurat nie brałam, bo skojarzyłabym samą nazwę. Ale siałam tam różne maki, m.in. z akcji wymiany nasion, może komuś się pomieszały, bo one dość podobne. Albo były jako domieszka do nasion sklepowych? Nie wykluczam takiej możliwości. Bo siałam też smagliczkę różową, a raptem dwie roślinki z całego opakowani mi wzeszły.
Asiu - musimy się umówić w tej kawiarni!

Może inne napoje dobre mają, oprócz kawy?
Emilko 
- zapraszam Cię jak najbardziej, będzie mi bardzo miło, jak będziesz tu zaglądać.
Obecność miedzi mi nie przeszkadza, bo chyba dobrze wpływa na różne procesy i organizmy żywe. Ale chyba nie o to chodzi. Bo ona się pojawiła tylko i wyłącznie w miejscu, które przygotowałam jako rabatkę pod maki, a ziemia ta sama co wszędzie, plus kompost i piasek do rozluźnienia. Podejrzewam, że nasionka tej lepnicy zmieszały się jakoś komuś z innymi nasionami. Bo na całej naszej łące nigdzie indziej jej nie ma.
Moniko,

no to super, że jesteś w stanie znieść widok naszych zarośli i futrzaki miauczące też lubisz.

Zapraszam do dalszych odwiedzin!
Elu, miło Cię i tutaj widzieć.
Te goździki są dwuletnie, a ja nie jestem na razie ekspertem od dwuletnich - jak mi coś wyjdzie, to fuksem - ale tak powinno być, że wysiewasz teraz, one tworzą rozetkę liściową, nawet niekoniecznie zamierają na zimę - moje zachowały liście nawet przy mrozach, no i w przyszłym roku Ci zakwitną.
W moich książkach znalazłam info, że można też uprawiać jako kwiaty roczne. Mogą kiełkować nawet 14-21 dni w temp. 16-21*C. I że warto je okryć na zimę - no cóż, moje były nieokryte, a przetrwały tę zimę.
Rosną sobie na kupce kompostu i dobrze im to zrobiło, bo wydaje mi się, że są dość wysokie.