Jolu, zimno, zimno. Nic z tych rzeczy nie znajdowało się na szybie okna. Przyznaję, że zdjęcie zrobiłam w lutym ubiegłego roku, więc TEGO już tam nie ma, ale, ale... Wczoraj wchodzę do pokoju, patrzę, a tu na sąsiedniej szybie widnieje coś takiego:
Witaj, Izo!
Widzę, że nie tylko moje szyby bywają pos ....e przez ptaki.
U mnie takie pieczątki zostawiają dziko żyjące gołębie miejskie. Jeszcze gorzej wyglądają parapety zewnętrzne.
Co najmniej raz w tygodniu muszę je czyścić. Nawet obecność koty w oknie nie odstrasza tych paskudów.
Na jutro słoneczka Ci życzę. Tak pięknego, jakie ja miałam dzisiaj.
Ewelkacha88, Jane - Rose, -ciepło, ciepło. Lucynka - zimno, mróz. A teraz posłuchajcie historii małego gołąbka - synogarlicy, które żyją wokół nas, jak kury:
Jakiś czas temu jedna taka leciała - ku słońcu? Do nieba? A może po prostu przed siebie - i miała pecha. Na drodze jej lotu stanęła szyba w oknie mojego pokoju. Szyba, w której odbijało się i słońce, i niebo, i cały ptasi świat. Dla lecącego ptaszka była to przestrzeń - niestety złudna. Spod okna przyniósł go, już martwego, kot, a na szybie pozostał ten oto ślad.
Po prostu jest to odbity ślad gołębiego ciałka - nie wiem, co zostało na szybie, czy jakiś wosk albo inny tłuszcz, pokrywający pióra, bo przecież nie jakiś barwnik. Na pierwszym zdjęciu, gdy dobrze się przyjrzeć, mamy cały gołębi korpus oraz głowę i dziób, nawet ślady oczu. Ten ślad był na szybie długo, nie schodził nie schodził, w końcu go zmyłam. Moja wnuczka uważa, ze to duszek gołąbka.
Na drugim zdjęciu ślad jest słabszy, za to widać pojedyncze lotki na skrzydle. ten osobnik miał chyba więcej szczęścia, bo nie znalazłam go martwego. Ot, i tyle.
Biedne gołąbeczki.
No ale nikt im nic złego nie zrobił. To ja już wolę te ślady, które pozostawiają po sobie miejskie gołębie na moich oknach i parapetach.
Ewelino, tak, to jest ławeczka, a właściwie ławka, zwana "ławką". To bardzo stary mebel, przedwojenny, robiony na zamówienie wraz ze stołem kuchennym, takim dużym, na 12 osób. Te meble stały w naszej 25 - metrowej kuchni od zawsze, od początku. JUż mój tata jako dziecko (rocznik1928) ich używał, a właściwie ławki, stojącej pomiędzy stołem a oknem, na tej ławce wychowywały się wszystkie pokolenia dzieci w tym domu - mój tata, my, moje dzieci, teraz moje wnuki.
Pierwotnie ławka miała kolor drewna, z czasem on spłowiał, zrobil sie brzydki, więc pomalowano ją na biało, ale nie zdało to egzaminu, więc zmieniono na czerwony.
Czas płynął, kuchnia wymagała generalnego remontu ze zrywaniem podłogi 100-letniej do samej ziemi, i tak wyszło, ze ławka okazała się zbędna. Poszła więc na dwór jako mebel ogrodowy. A że była dębowa, bardzo ciężka, nie było jej gdzie chować, postanowiliśmy więc podzielić ją na dwie części. Podczas demontażu okazało się, ze jest tak przeżarta przez korniki, że wszystko się sypało. Po 80 latach poszła więc do pieca.
IZA nawet kawałak ławki a jaki budzi sentyment, żal chyba pozbywać się nawet tej już okrojonej. Ale ja też należę do tych co trudno rozstać się z przeszłością.
Ostatnio wygrzebałam na strychu mojego rodzinnego domu, choć to już nie mój ale brata - kwietnik na czterech nogach, wysoki. Był w strasznych poniewierkach i miał iść do pieca, ocaliłam go, nadałam jemu drugie życie a teraz reszta przyjeżdża i wzdycha.
Izo - wpadłam się przywitać, a zasiedziałam się całkiem długo. Przeczytałam wątek od deski do deski i co chwilę przecierałam oczy ze zdumienia. Chylę czoło przed Twą pracowitością, bo taki ogród utrzymać to poważne przedsięwzięcie. Do tego zajmujesz się hurtowo rozmnażaniem roślin, ho, ho - to też nielekka robota. Do tego zwierzęta ( czasem myślę, że specjalnie pozowały, szczególnie koty) i cała rodzinka. U mnie też wiele róż i już przy nich czasem człowiek ma wiele pracy, a to tylko część Twojego królestwa.
Ewko, witaj na moich włościach. Bardzo się cieszę, że do mnie zajrzałaś i dziękuję za słowa uznania. W wolnej chwili ja również Cię odwiedzę, już nie mogę wytrzymać, żeby pobuszować w cudzych ogrodach.
Witaj, Izuniu, poświątecznie.
Dopiero dzisiaj uwolniłam się od rodzinnych obowiązków, ale przecież rodzince też się coś należy.
Teraz odrabiam zaległości na FO.
Życzę Ci udanych wiosennych zmagań ogrodowych.
Przed chwilą (godzina 21.30) wyszłam na dwór, i... leje deszcz, wieje wicher potężny, ale CO ZA ZAPACH!.Ten, na który czekam od przedwiośnia - zapach ziemi, wiosennego wiatru, świeżego powietrza i tego czegoś, co same dobrze wiecie...