Witam zaglądających do mojego wsiowego ogrodu.
Ostatnio dopada mnie poczucie, że w moim ogrodzie jest za mało koloru, roślin i jest taki nijaki. Cóż pewnie tak jest, ale już nie mam siły na zmianę całości. Co prawda staram się jakoś go ubarwić, choćby jednorocznymi, ale rozsady wszamały ślimaki.
Obrażony karczownik pozatykał wszystkie odkryte przeze mnie wejścia do korytarzy. Kret wyrzucił z kretowiska na powierzchnię zaaplikowany tam karbid. Rany tym zwierzakom wraz z wyjadanymi mi roślinami rośnie mózg.
Dobrze, że chociaż jeż, który co wieczór przemierza połacie mojego niby trawnika jest zupełnie nieszkodliwy.
Jadziu ja wolnego miejsca mam za dużo i stąd moja frustracja. Mam ciągły niedosyt, ale boję się ogromu pracy.
Patyczki są niestety po przejściach, bo zostały wysadzone w kosmos przez kreta, ale część jest ładna zielona. Niestety nie wszystkie.

Ja to jednak nie mam ręki do ukorzeniania róż.
Kasiulko jest sporo i pracy i koszenia, a najgorsze jest to, że czasem się nie wyrabiam.
By skosić całość potrzeba nam dwa dni. Wiadomo......jest trochę omijania.
Tereniu ja Tobie również.
Marysiu dzisiejszej nocy coś tam pochlapało, więc mój przyjaciel wąż jest chwilowo bezrobotny.
Nowych rabatek już nie będzie, bo obecnych jest za dużo na moje zdechłe kości. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie mam już miejsca na nasadzenia, bo przy gryzoniach jest go czasem aż za wiele.
Marzenko ujęła bym to tak.....Jest przestrzeń i gdzieniegdzie widać rośliny.
Zaraz idę oglądać fotki.
Karolino ja ciągam węża, bo nie mogę nosić konewki. Pan doktor zabronił.
Efekty? Zdecydowanie większe są w kręgosłupie.
Na poprawę humorku trochę kolorku z mojego zielono-zielonego ogrodu.
Zakwitły Azalie sadzone końcem pażdziernika na rabacie po wyciętym iglaku.
Tamaryszek też kwitnie i za tydzień będzie już brzydki.
Myślałam, że po stracie w styczniu części korony będzie kiepsko kwitł, ale się myliłam.
