Mam wolną chwilę, więc opiszę mój eksperyment dokładniej, choć przyznam, że wydawało mi się, że zrobiłam więcej zdjęć- chyba się zapomniałam w ferworze walki
Mam klipsy od Piotrka, czyli w rozmiarze 1,5 mm. Maleństwa straszne, choć faktycznie odniosłam wrażenie, że pomidory tej grubości mają naturalną tendencję do zrastania się z podkładką bez specjalnych grymasów. Ale przyciąć zraz i podkładkę pod zbliżonym kątem jak się ledwo widzi jedno i drugie... Cóż, jak przyszło co do czego, to okazało się, że dbałam głównie o oprawę muzyczną(Tracy Chapman) a szczepił mąż w swojej jubilerskiej lupie nagłownej
Jako podkładki, tak jak było planowane, użyłam Indigo Rose, bo generalnie, w tym pomidorze zachwyca mnie wszystko oprócz smaku

Ma doskonale rozbudowany korzeń, rośnie bardzo regularnie, grona od parteru do najwyższych pięter ma idealnie zbudowane i jest zdrowy. Jako zrazu użyłam Aussie i Opalki. Opalka to anemik a owoce ma genialne, natomiast Aussie dla mnie to, sorry, ale łajza... Poza smakiem nie reprezentuje nic i jakby nie to, że został wytypowany do szczepień, to pewnie byśmy się rozstali.
Szczepiłam zatem mężem i metodą japońską


Tak jak pisałam, z różnych względów zdecydowałam się na łazienkę a nie mnożarkę, z tym, że nie mogłam zająć wanny(goście), więc wykorzystałam półkę pod sufitem. Ciemność, temperatura 25 stopni. Wilgotność odczuwalna duża, realna nieznana. Trzy razy dziennie wyścielałam półkę świeżo zmoczonymi ręcznikami, poza tym każda sadzonka była nakryta woreczkiem nylonowym. Zbulwersowało mnie niesamowicie, że woreczki nie były zaparowane od środka- najwyraźniej nic takiego się nie dzieje, gdy rośliny stoją w ciemności. Kiedy po trzech dniach je wyniosłam do światła, folia zaparowała natychmiast, mimo spadku temperatury.
Generalnie, przetrwały wszystkie Opalki, cztery Aussie odeszły w niebyt.

Trójka zawodników jeszcze się waha

tak wygląda jeden z Aussie, które przetrwały

Sądzę, że zbliżamy się wielkimi krokami do zdjęcia klipsów ale jeszcze troszkę
