
Póki co, trzeba kończyć przegląd różyczek, bo już niedługo, całkiem niedługo będą przecież nowiutkie kwitnienia.
Rosenfee. Różowa rabatówka. Piewszego roku kwitła bardzo obficie, następnego już jakby mniej. Kwiaty ma duże, ale nie na tyle ciężkie, żeby pędy miały się pokładać na boki. No może nie są aż tak sztywne, jakby się chciało, ale tragedii nie ma. Opinie o niej są dość różne, ale potwierdza się zdanie, że co roku róża zamiast się rozwijać, raczej się dziwnie cofa.

Sharfia Asma. Krzewiasta róża Austina. To piękna odmiana. Kwiaty delikatniutkie, duże, płatki na obrzeżach lekko blednące. Ładnie powtarza kwitnienie, ale niestety kwiat nie utrzymuje się długo. Właściwie obsypuje się już na drugi czy trzeci dzień. Szkoda, bo w przeciwnym razie zaliczyłabym ją do najbardziej godnych pożądania.

W towarzystwie Avalona.

Smooth Buttercup. Odmiana amerykańskiego hodowcy Davidsona. Oglądając zdjęcia, sądziłam, że jest bardziej biała niż żółta, lecz okazało się akurat odwrotnie. Ale za to jest zdrowa, ma ładne zielone listeczki i powtarza kwitnienie aż do przymrozków. Niewysoka, kompaktowa no i całkowicie nie ma kolców!
