Moja Kasiulka odeszła dzisiaj do koziego raju wraz ze swoimi nienarodzonymi dziećmi ;( Wczoraj wieczorem mi się wydawało, że jest poprawa po lekach i zastrzykach jakie zostawił wet, a dzisiaj rano dzwoniłam do niego zaryczana, że Kasiula ma prawie białe wargi i oczy, a zaraz zaczęła siniec. Nie udało się jej uratować, podał jej leki, 2 razy reanimował, ale już było za późno ;(
Nie ma już moje ślicznej, kochanej, śnieżnobiałej Kasiulki

Nie ma mojej pieszczoszki
Ciężko jest się pogodzić z tak ogromną stratą, tym bardziej, że "nic" jej nie dolegało. We wtorek rano jeszcze rozwaliła drzwiczki w boksie jak prawie zawsze, a wieczorem leżała i nie wstała. Może trzeba było wezwać lekarza od razu? Nie czekać?
Wczoraj przyjechał lekarz rano, dał jej zastrzyk, resztę zostawił nam żeby jej robić. Wieczorem widzieliśmy poprawę

Temperatura sie podniosła do normalnej, zjadła kolację, nawet głowę trzymała przez chwilę wyprostowaną. Cieszyłam się, że najgorsze za nami i to nic takiego, rano będzie szalała znowu. A rano przyszłam i od razu dzwoniłam do lekarza. Kasiulka blada, zaraz sina...Lekarz był szybko, dał leki, w trakcie raz ją reanimował, udało się. Ale jak kolejny raz ustała praca serca, mimo wysiłku lekarza nie udało się już Kasiulki uratować. Odeszła do koziego raju i oby tam była szczęśliwa ze swoimi dzieciaczkami
