O jejku... Faktycznie, ostatnimi czasy miałam tak szalony okres, że prawie tu nie zaglądałam.
No to najpierw co dobrego:
- kroton rozrasta się radośnie, chyba postanowił zasłonić sobą jak największą część okna,
- przyjęła mi się szczepka drugiej trzykrotki, ale to akurat nic niezwykłego,
- ukorzeniły mi sie liście hoi, patyczki padły (przy najbliższej wizycie u brata spróbuję wziąć od bratowej większy pęd jej hoi do ukorzenienia),
- jedno kanalchoe postanowiło znów kwitnąć, bo czemu nie, drugie postanowiło zostać krzakiem, ale też fajnie wygląda,
- przyniesiony od kuzynki eszynantus postanowił żyć i chyba zaczął wypuszczać coś nawet,

- rozsadziłam noliny, są moją dumą, jako że wyhodowałam je z nasionek, mimo oporu z ich strony.

Co złego:
- walczę o życie bluszcza, który nagle zaczął mi padać,
- kawa po niemal dwóch latach walki w końcu padła

,
- nie wiem, czy utrzymam aloesa. Wyrósł tak, że jednego dnia obudził nas łomot, bo przeważył doniczkę i spadł z komody. Jest kompletnie połamany, ale może coś da się wyratować.
Cierpię na chroniczny brak czasu. A może i nieco motywacji. Grudzień był okresem nieco szalonym w mojej branży. Teraz posypały się w zaskakującej, szczególnie jak na styczeń, ilości zlecenia poboczne.
Do tego Kita, moja starsza kotka, napędziła mi ostatnio stracha i praktycznie biegłam z nią do weterynarza. Na szczęście skończyło się na niewielkim zabiegu i teraz tylko chodzę z nią na wizyty kontrolne, aż się wszystko wygoi.
Efekt półrocznej pracy, knucia i stresów zawisł w końcu na ścianie i ostrzega gości:
http://images70.fotosik.pl/514/822b4c01e3e802bbmed.jpg
Wszystkim zaglądającym do mnie życzę wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku. Żebyście byli silni i wytrwali jak Wasze rośliny!