Mi się udało unikać Peppy przez 4 lata, to i tak nieźle. Bajka sama w sobie nie jest zła, tylko te świnie takie upiorne

.
Liczę na Elmshorna w przyszłym roku. Już w tym mnie zachwycił ciągłym kwitnieniem i tym, że jednak nie okazał się czerwony!
W ogródku jeszcze dosyć kolorowo. Kwitnie Aspirine Rose w towarzystwie werben. Łapie różowe piegi od porannych mgieł.
Dzielżany już gonią resztkami sił, ale kontrast z pęcherznicą dają ładny.
Penstemon kwitnie niezawodnie. Jeżeli nie uda mi się z wysiewem, to kupię chociaż kilka sadzonek. Lubię w nim to, że nie straszne mu pierwsze jesienne przymrozki.
Nieco podobna - lwia paszcza, czyli wyżlin większy. Nie posiałam w tym roku, a to jedna z nielicznych samosiejek. Brakuje mi jesiennego widoku dorodnych kęp lwich paszczy w intensywnych barwach.
Zapomniany nieco krwawnik kichawiec. Cały rok nie doczekał się zdjęcia, dopiero, kiedy zaczął przekwitać, przypomniałam sobie o nim. To kępa po letnim przycięciu. Bardziej mi się podoba, bo latem bardzo się wykładał.
Stella d'Oro się nie poddaje, ale zimne noce i wilgotne poranki sklejają jej płatki.
Dziwaczki też ciągle dodają barw. Swoje na działce już wykopałam, ale mama nie przechowuje, więc czekają na śmierć naturalną.
Uwielbiam te srebrzyste młode listki u budleji. Szkoda, że nie kwitły długo, ale to w końcu maluchy. Mam nadzieję, że przezimują i pokażą za rok, na co je stać.
Nawet jakiś niedobitek goździka się znalazł.
Osteospermum też kwitnie do mrozów, ponoć lubi pogodę bez upałów.
