Moje BMW, czyli Bardzo Mały Wóz, nie ma takich kółek , niestety, bo czasem w śniegu takie by sie bardzo przydały. Ale z zakupami niewygodnie byloby wsiadać po drabince, no i psiaki moje po drabinie nie uczone chodzić
Tak, z autem sie udało, pojechalo do doktora na lawecie, bo dżwięki wskazywały, że może byc cos nie tak z wałem napedowym (druga opinia Małża, pierwsza to była pompa wodna, wymienił ja, ale to nic nie zmienilo, łomot był nadal), a tu na szczęście moje i mojej kieszeni, okazało się, że to tylko alternator

(ha! ja nawet wiem, co to jest alternator

) i naprawa była szybka i stosunkowo tania, tzn. tania w porównaniu z wymiana wału np.
No, w każdym razie auto na chodzie. Chociaż... wyniki badań nie wszystkie ma idealne, trzeba będzie jeszcze wyleczyć tarczę sprzęgłową (tu Was powalę, też wiem co to jest ta tarcza, co oczywiście nie znaczy, że umiałabym pokazać, w którym jest miejscu

), ale nie jest to pilne, jeździc mozna.
Małż mój nie płonie namiętnością do oglądania ogrodów

Jeśli już gdzieś w trzeciej alejce mam usłyszeć pytanie: Długo jeszcze? to jednak wolę jechać sama
Swoją drogą, pozostaje dla mnie tajemnicą, jak można nie tylko nie zachwycać się kwitnącymi roślinami, ale nawet nie rejestrować mózgiem, że w ogóle są w zasięgu wzroku?

Odkąd mieszkamy na wsi, Małż zauważył kwiaty trzy razy, za każdym razem wbijając mnie w zdumienie

Kiedyś stojąc z kawą przed wejściem do domu spojrzał na parapet okienka z korytarza i zaskoczony mówi: "Jakie dziwne kwiatki!". Przyjrzałam mu sie uważnie, bo byłam prawie pewna, że źle usłyszałam, powiedziałam powoli:
- To fuksja - i wstrzymałam oddech w napięciu, czy teraz nastapi jakieś pytanie, komentarz... Nic takiego nie nastapiło
Innym razem przyszedł do domu z dworu i mówi:
- Widziałaś? Tam przy podjeździe, na tej małej skarpie pod drzewem są takie niebieskie kwiatki!
Był jakoś dziwnie poruszony tym faktem, jak na jego zainteresowanie roślinami, to była niemal fascynacja.
Pytam:
- Które?
Zaprowadził mnie i pokazuje.
Mówię:
- To przylaszczka.
On:
- Przyyy... co?
Ja:
- Taaaki kwiatuszek...
- A skąd on tu sie wziął?? -
- A jak myślisz??
- Ale co, że ptaki przyniosły?
- Taaa...
- Nie?
- Nie.
- To co?
- Ludzie.
- Ludzie? Co ty mówisz, jacy ludzie?
- Nie ptaki, tylko ludzie.
- Kto?
- Ja.
- Żartujesz!
- Wyobraż sobie, że nie.
No ja nie wiem, co on myślał, gdy ja wczesniej godzinami ryłam w tym ogrodzie? Że co tam robię? Zakupy?
Trzeci raz. Któregoś dnia w maju siedząc na ławce pod kasztanowcem podniósł glowę i mówi:
- Kasztan kwitnie.
Miał przy tym takie metafizyczne spojrzenie, że nie odezwałam się.
Po chwili dalej patrząc w górę mówi:
- Kasztan kwitnie...
A ja nic.
Tak, macie rację, też czasem się zastanawiam dlaczego ja nie spotkałam w młodości ...Montyego Dona na przykład...