Wczoraj umyłam ostatnie (przewidywane do umycia

) okno i przy okazji doszłam do kilku przemyśleń, którymi chciałabym się z wami podzielić.
Całkiem przyjemnie i bezboleśnie upycha się na parapecie kolejną doniczkę z kwiatkiem (choćby piętrowo), już mniej przyjemnie ściąga się te wszystkie donice z parapetu, aby dostać się do brudnych szyb, a ustawienie ich z powrotem na parapecie tooo...przypomina układanie puzzli składających się z 1000 elementów
Pal licho, kiedy człowiek nastawia się tylko na upchnięcie tego wszystkiego z powrotem na parapecie, ale nie, przecież to musi mieć "ręce i nogi".
Ma wyglądać estetycznie, aby cieszyć oko, a i roślina musi czuć się dobrze stojąc nad dmuchającym ciepłem kaloryferem i naprzeciwko grzejącego kominka
U mnie niestety nie wszystkie czuły się dobrze, więc przy okazji (po zdjęciu z parapetów wylądowały na krótki prysznic w wannie) mogłam dokonać pewnych przetasowań i pojawił się kolejny problem
W sypialni wylądował kwiatek w żółtej doniczce, w salonie w niebieskiej, a w kuchni w czerwonej zaburzając wypracowaną przeze mnie kolorystykę wnętrz

...wypadałoby teraz to wszystko poprzesadzać tak, żeby "nie gryzło się"
Powiedzcie mi, czy tylko ja nie mam zahamowań sięgając w sklepie po kolejną wymarzoną roślinę ?
Czy wy również macie fioła na punkcie doniczek ? A może ja jestem po prostu jakaś inna
Begonia koralowa.
