Nadal nie zrobiłam fotek, zapominam 
 
 
Ale za to (ponieważ trzyma leciutko mrozik), postanowiłam wykorzystać przymusowy pobyt w domu, zamówiłam w
necie maszynę dziewiarską. Zwykłą, jednopłytówkę, choć w domu mam dwie  
 
 
Niestety, kiedyś, jakieś sporodzieści lat temu robiłam pasjami bluzki, sweterki, bo sklepy były albo puste albo 
na ulicach co szósty mieszkaniec nosił to samo! Było to nie do pomyślenia, gdy dwie ręce potrafiły zawsze 
coś zrobić innego, co podpowiedziała głowa. Nie mówiąc już o tym, że można było sobie dorobić. Często robiłam 
do komisów, bo włóczek różnorodność została mi jeszcze z dobrych czasów. Potem przyszedł okres chińskiej 
tanizny i nic się nie opłacało, a podaż fajnych rzeczy znacznie się poprawiła przez rozluźnienie granic mentalnych i 
politycznych. Teraz włóczki znów są bardzo drogie, ale w second-handach można wylukać wymarzone kolory 
wyrobów wełnianych, które, jeśli tylko nie zostały pozszywane z ciętych kawałków, dostarczają mnóstwa 
taniuchnej włóczki 
 
   
 
Wracając do mojej maszyny: wszystkie igły były pordzewiałe, nie nadawały się do robienia, bo zabrudziłyby wyrób.
Zacinał się też zamek, któraś z igieł była przykorodowana do żłobka. Po wymianie wszystkich igieł (dobrze, 
że miałam stary zapas w domu - nie w piwnicy jak maszyny) wysmarowałam towotem wszystko, co się dało 
a nie ma styczności z robótką
Ale jej dodatnim plusem 

 była możliwość rozkręcenia jej na czynniki pierwsze, bo moje dwie stare są 
tak zardzewiałe, że nawet niektórych śrubek prowadnicy nie dało się ruszyć. 
A wszystko zaczęło się od tego, że jesienią kupiłam śliczną włóczkową sukieneczkę dla najmłodszej mojej pannicy, 
dla starszej nie było! Kiedy przymierzyłam na Manię zakup okazało się, że jest troszkę (jakieś 10 cm) za krótka. 
Do końca zimy nie starczy. Wyprułam więc rząd włóczki z postanowieniem dorobienia podobnym kolorem, 
ale niestety, w dwie nitki była za luźna i za bardzo zwężała całość albo w trzy niteczki za ciasno, za grubo 
i źle to wyglądało. Zamarzyło mi się zrobienie sukieneczek dla obu dziewczynek jeszcze tej zimy 
 
  
Na drutach na pewno nie dam rady, ale gdyby tak maszyną... przyniosłam obie z piwnicy no i ciąg dalszy 
znacie...poszukałam w necie, znalazłam, potargowałam się i mam.. trzy tygodnie od chwili zamówienia, z 
przebojami, bo kurierom nie chce się z samochodu wychodzić, jeśli numeru na ulicy nie znajdą. A nas leń 
nie znajdzie na pewno 

 Trzeba trochę główką popracować i wpaść na pomysł, by ruszyć cztery litery 
i ludzi spytać na ulicy. Ale już po nerwach, po telefonach, maszyna u nowej właścicielki i odnowiona - czeka 
na bojowe zadania 
 
   
 
 
Jest cała uwalona smarem, ale powycieram ją tuż przed robieniem.
Dopiero przy fotografowaniu zauważyłam, że jedna igła jest od dwupłytówki, za krótka 
 
 

Muszę jeszcze raz rozkręcić jedną z prowadnic, bo inaczej do żłobków się nie dobiorę 
 
   
 
Jutro zwariowany dzień, więc pewnie dopiero wieczorem dokonam wymiany.
Może jeszcze w tym tygodniu cosik wymodzę 
 
 
Tak się zastanawiam, czy nie powinnam tego postu do offtopików przerzucić 
