Na szczęście nowinki szybko się rozchodzą, świat zrobił się jakby mniejszy - nowinka, za rok, dwa przestaje nią być. Kiedyś trzeba było dużo więcej zachodu, by zdobyć upragnione zielsko. I tu przypomina mi się przemycanie roślin w samolocie owiniętych w gazety i ciuchy.
Traw nowych nie mam, nie planuję też na przyszły rok. Zamówione są piwonie, następne hosty, jeżówki, liliowce i inne "drobiazgi" - czyli suma sumarum kilkadziesiąt tysięcy nowych roślin.
Pojutrze pojawiam się w Gołaszynie koło Bojanowa, za tydzień córka pojedzie do Kalska, ja jadę do Wojsławic.