Selli, chyba masz rację. Zaczęłam sobie przypominać, i one faktycznie, nigdy nie doszły do etapu opadniętych liści. Zawsze te liście były ścinane przez mróz. I zawsze wybierałam je, takie glutowate, brrr... I czy okrywane, czy nie, kwitły słabo albo w ogóle. A rosną w osłoniętym, cienistym miejscu.
Na wiosnę je wykopię i posadzę bukietowe. Pinky Winky jest prześliczna, zresztą Wanilla Fraise też.
Trochę szkoda, bo te ogrodowe mają przepiękne kwiaty. I zawsze kolorowe, nie białe, jak na początku bukietowe.
Ale i tak nici z kolorów, a to czekanie - zakwitnie, czy nie - mnie wykańcza.
Mam jedną, jest znacznie wyższa od innych (mimo, ze nie starsza) i kwitnie na jasnoróżowo. Potrafi przebarwiać się na błękitno. Mam wrażenie, że ona jest wytrzymalsza. I listki ma takie prawie żółtawe. Tę zostawię. A najśmieszniejsze jest to, że kupowałam ją jako niebieską Blue Bird. Oszukano mnie, ale wyjątkowo się cieszę.
