Alu nie wiem co robi gażdzina, ale na pewno ma dostęp do złota ogrodnika czyli obornika.
A druga sprawa to pewno ma odmiany dobrze znoszące górski klimat.
Następnym maluchem jaki do mnie dotarł to
Margo Koster.
Dość wrażliwa na zimno, wymaga kopcowania.
Chorować zaczęła dopiero pod koniec września, więc to nie tragedia.
Mimo to kwitła aż do mrozów.
Nie pachnie ale ma bardzo ciekawy kolor, trudny do określenia, taki maślano pomarańczowy.Ze szkodników atakowana była tylko przez mszyce.
Bardzo obficie kwitnie.
Następna róża, która "wpadła mi w oko" to
Louis Odier.
Ma dwa lata i nie boi się niczego.
Z lekkim kopczykiem bez dodatkowego okrycia jej dwa pędy przetrwały bez szwanku.
Jej niewielkie kwiaty niesamowicie pachną.
Piszą, że nadaje się na przetwory więc mam zamiar w tym roku wypróbować, jako ze będzie trochę płatków na ukręcenie cukru różanego, lub odrobiny dżemu.
Nie wiem tylko czy nie będzie mi żal zbierać je w pełnym rozkwicie.
Ta róża już mi się podoba i na pewno zostanie w ogrodzie.
Zaczyna też swoje kwitnienie
Reine de Violetes.
To następna róża, która mnie ujęła w ogrodzie Alionuszki.
I nie żałuję, bo mając dwa lata ma kilka pędów w tym trzy na prawie 2 m.
Różne czytałam o niej opinie.
Moja posadzona nad oczkiem wodnym w półcieniu już ma mocno wybarwione pąki, które już pachną.
Trzyma się zdrowo i jak na razie nic jej nie dopadło.
Z małym kopczykiem dała sobie bardzo dobrze rady w czasie wiosennych przymrozków.
Idzie jak burza, można tak powiedzieć.
Jest na niej trochę mszyc i to wszystko.
