dawno mnie nie było
ale moje irysowe dramaty nie nastrajały mnie zbyt optymistycznie a juz na pewno nie do fotografowania czy pogaduszek ogrodniczych
Wydaje mi się, że apogeum dramatu w irysach mam za sobą. Straty są duże i w wielu wypadkach całkowite. Część "kolekcyjki" przepadła. Szczególnie źle stało się z odmianami francuskimi ale nie tylko. No cóż - trzeba powiedzieć sobie, że po prostu stworzyły się miejsca na nowe zakupy...

W ogóle zima dała mi do wiwatu i to w zaskakujących sprawach, bo np:
- całkowicie wymarzły zawilce hupehensis i Honorine Joubert
- ledwie zipią tojady (te co kwitły zawsze w październiku) - ale jeszcze mam nadzieję
- cała nadziemna korona dwudziestoletniej peonii krzewiastej zmarzła (ale coś się dzieje od korzenia)
- wyginął barwinek większy (vinca major) ale też mam jeszcze nadzieję
- "ośle uszy", które pleniły się jak chwast - wyginęły kompletnie
- z 10 bruner zostały 3
- najstarszy ogromny akant zginął całkowicie (na szczęście jest drugi młodszy)
- obie ketmie - w tym kilkunastoletnia
- wilczomlecz Griffita (jeszcze mam resztki nadziei)
- dwa bylinowe clematisy
- groszek bylinowy
- trzmielina płożąca stara i rozrośnięta
- cały zagon dziurawca hidcote, lawenda, żywokost, grządka hojtunii...
... ufff...
- a poza tym jak u wszystkich: komplet żonkili, 90% hiacyntów, cebulice dzwonkowate, reticulaty, część róż...
No ale są też miłe zaskoczenia - Igusine żurawki wygladaja bajecznie - tylko jedna (Autumn leaves) zdechła - reszta imponuje
Nie ucierpiały także moje zeszłoroczne siewki irysowe - to tak na pocieszenie
ale zdjęć na razie nie robiłem bo nie mam nastroju. Może teraz w weekend porobię bo jest ładnie chociaz tulipki już przekwitają
pozdrawiam wszystkich znajomych, do których czasem zaglądam po cichutku
