Mam problem z królową mojego parapetu i dumą największą, czyli guzmanią - nie wiem dokładnie jaki to gatunek, ale ma liście jak tygrys, w ciemno i jasnozielone pasy, a roślina mateczna miała intensywnie czerwony kwiat przypominający nieco kłos zboża.
Płaczę nad nią rzewnymi łzami, bo to jedyna guzmania jaką udało mi się wyhodować ze szczepki, od takiego małego pypcia wielkości palca. Teraz, po 1,5 roku jest niesamowicie rozłożysta i wysoka na niemal 40 cm

Problem polega na tym, że głupia Kaszanka wyczytała gdzieś, iż kwiatkom dobrze robi jeśli od czasu do czasu podleje się je piwem - co w swojej naiwności uczyniłam.
Rozrobiłam jakieś pół butelki rozgazowanego piwa z wodą w pojemniku dwulitrowym, i tym podlałam moja roślinkę, do ziemi i do rozety. Kwiatek moich dobrych chęci niestety nie docenił i zaczął marnieć po jakimś czasie - końcówki liści zrobiły się ciemne, czerwonawe i sztywne, cała guzmania jakoś tak przyklapła, a z rozety zaczęło śmierdzieć piwnymi wymiocinami.
Natychmiast to świństwo wylałam, całego kwiatka dokładnie wymyłam, ale jakoś nie wygląda na to, żeby miało mu się poprawić - końcówki liści JESZCZE nie schną, ale na moje oko wygląda, że mają zamiar.
Tak strasznie mi jej szkoda, jeśli ten kwiatek mi padnie, to ja chyba razem z nim...
Jak mogę ją ratować?