w niedalekiej przyszłości czeka mnie remont domu, a w związku z tym i armagedon ogrodu. Bez prac ziemnych się nie obędzie.
Mamy lekko nachylony ogród, więc pomyślałam, żeby wykorzystać wykopki i zrobić suchy potok / kaskadę w ogrodzie. Tylko nie jestem pewna, czy to ma w ogóle sens, bo działka jest tylko lekko nachylona (około 5%) a ja nie chcę mieć oczka w ogrodzie, kończącego tenże potok / kaskadę. Sam suchy potok z wodą płynącą w czasie deszczu mi w zupełności wystarczy. Chodzi bardziej o wydzielenie stref w ogrodzie (kwiatowo-bylinowa i krzaczkowo-owocowa

Moi rodzice mają takie cudo u siebie w ogrodzie, tylko że ogród jest u nich na skarpie o nachyleniu 30%, a potok wpada prosto do Wigier, więc odpływ mają z głowy. Mój potok kończyłby się na odcięciu skarpy (zmiana poziomu o około 1 metr). Poniżej będzie warzywniak, więc nie ma możliwości umieszczenia tam ani 'suchego oczka', ani mokrego, ani wodospadu. Myślałam, że może zrobić jakąś podwieszaną, kamienną 'rynnę', do której w czasie deszczu gromadziłaby się woda i bokiem odpływała. Ale nie wiem, czy jest to 1) wykonalne, 2) estetyczne.
To podcięcie skarpy będzie się kończyć z jednej strony na fundamencie szklarni.
Dodatkowo, tenże suchy potok biegłby wśród drzew owocowych, lekkim łukiem.
W ogrodzie mam glinę średnią (do 1,5m), a pod nią ił. Nie wiem, czy to się przyda, bo domyślam się, że skoro nie planują wody na stałe nie muszę też ilolować podłoża.
Przeszukałam forum, ale informacji nie znalazłam. Będę bardzo wdzięczna za podpowiedź, czy mój pomysł w ogóle ma sens i może jakieś rady odnośnie jego wykonania (zarówno potoku, jak i jego zakończenia).
Pozdrawiam!