Witajcie, czytam o klonach w waszych ogrodach i chcialabym się podzielić moimi spostrzeżeniami. Kupiłam 2 sztuki 6 lat temu. Posadziłam w moim piachu i rosły. Raczej nie miały łatwo. Ziemia sucha piaszczysta, rzadko podlewane. Ale zdrowo rosły i miały czerwone liście. Poczytałam kiedyś o nich i dodałam na wierzch trochę torfu kwaśnego. W ubiegłym sezonie zauważyłam na jednym z nich objawy werticiliozy. Szukałam rady i przeczytłam, że przed którąś Akademią Rolniczą zaczął usychać taki właśnie piękny 25 letni klon. Postanowiono go ściąć o połowę i podobno odbił z pnia i dalej pięknie rósł.
Zrobiłam ze swoim dokładnie to samo, ścięłam do zdrowej tkanki. Resztę przesadziłam zgodnie z zasadami. Przez cały sezon wypuścił wiele gałązek i liści, wyglądał nader zdrowo. Zobaczymy jak mu się udało w tym roku przezimować, ale nigdy się z nimi nie pieściłam i dawały radę przy -34st.
Może uda się ratować klony właśnie stosując ostre cięcie? A może właśnie nie powinny mieć zbyt mokro, bo może wilgoć powoduje rozwój patogena?
Zdjęcia z maja i sierpnia(trochę nieostre)
