Ja tak czytam i czytam i jedna myśl mi przyszła - instynkt łowcy z tym gryzieniem domowników, no bo tak: mój kocur Mamba całe życie mieszkał na parterze, mógł do woli wychodzić, polować, wyżywać się, no i mimo wyglądu bandyty w domu jest milusi, przytuliński. Kicia nigdy nie była na dworze sama i jest niedotykalska, gryzie i drapie, nie miała warunków, by sobie pobiegać (centrum miasta, pierwsze piętro, do mnie trafiła już dorosła). Może to w genach jest rozwiązanie zagadki, że niektóre koty nosi, chcą walki, polowania, z braku owadów, innych kotów i gryzoni, na które można się zaczaić - atakują ludzi.
U mnie to jest pozytywne, że Kicia jakby pozazdrościła Mambie głaskania i zaczęła przychodzić na pieszczoty, one w ogóle się naśladują. Mamba zaczął pić wodę prosto z kranu i skakać na szafę (przedtem tego nie robił), nie brak mu wychodzenia na dwór. Rozmawialiśmy o tym i taki był wniosek - koty się między sobą pobiją, pokotłują, pogonią po całym domu (namiastka życia na wolności) i potem są najmilsze pod słońcem, śpią przytulone, chcą głaskania.
Rany, ale się rozpisałam, a taki oto wniosek - parka kotów lepiej się chowa

one moim zdaniem potrzebują towarzystwa swojego gatunku.