Po wysiewie szybko wzeszły, a po pikowaniu rosły jak wściekłe. Nie mogłam doczekać się maja (ubiegłorocznego), żeby je w końcu wysadzić. Miałam pokusę, żeby zrobić to wcześniej, ale mnie nastraszono, że nie przetrwają przymrozków.
W efekcie zasadziłam je w maju, który u mnie jest czasem suszy i afrykańskich upałów. Mało która zakwitła, wyrosły za to wielkie krzaczyska. Parę z nich zawiązało pąki jesienią. Kwitły efektownie pomimo przymrozków, a potem nawet śnieg i mróz nie dał im rady

Tej wiosny ze zdumieniem uprzątnęłam krzaczyska bezlistne niemal, za to otwierające ku słońcu swe przemrożone pąki kwiatowe.
Szukając wskazówki o popełnionych błędach w uprawie tego kwiatuszka znalazłam gdzieś informację, że
lewkonia nie znosi pikowania. Nie było jej na opakowaniu nasion, ale uwierzyłam. Do dziś. Przeczytałam post Ariela, że pikować lewkonię należy, i to nawet dwukrotnie.
Czy jest wśród obecnych jakiś doświadczony lewkoniosiejca, który to wypraktykował i potwierdzi?
BTW, już nigdy nie zaczekam z wysadzaniem lewkonii do gruntu aż do maja! przy tak zadziwiającej mrozoodporności tej roślinki to chyba dobra decyzja?

tylko co z tym pikowaniem?