nie śmiem konkurować z pięknymi prawdziwymi ogrodami, jakie tu oglądałam. nieśmiało pokażę Wam swój kawałek zieleni, z którego jestem bardzo dumna.
jestem nowo narodzonym ogrodnikiem. nigdy w życiu nie grzebałam w ziemi. nie sadziłam nic. zawsze mieszkałam w bloku, i tak jest i teraz. rok temu przeprowadziliśmy się do mieszkania, do którego przynależy 140 metrowy ogródek. nie jest to za dużo, ale dla nas to wielki wyczyn. najpierw nie robiliśmy nic, bo tuż za siatką trwała budowa kolejnego osiedla, i przez rok czekalismy aż się zakończy.
w tym roku, jak tylko zrobiło się słonecznie, postanowiliśmy coś zadziałać. przynajmniej przekopać dużą "donicę" nad wentylatornią garażu podziemnego.
postanowiłam też wkopać kilka roślin. a tu -niespodzianka: w ziemi więcej gruzu niż ziemi. wszystko co pozostało po budowie naszego bloku, zakopano w ziemi. trudno, trzeba było zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
sesja zdjęciowa początku:

ogródek przed odbiorem mieszkania. mały, a na dodatek w literę L. ale własny. kolega zagląda nam do mieszkania ;)
tak wyglądał ogródek jeszcze w marcu tego roku:



najpierw mysleliśmy, że tak po prostu, wsadzimy kilka roślin, ale kupiłam trochę literatury:

i zabrałam się do projektowania. ogródek wyzwaniowy, bo malutki i w literkę L.
najpierw nieśmiałe początki, kiedy odkryliśmy jaka naprawdę jest gleba (podstawy ogrodnictwa). u nas była gruzowata



w tym gruzie oprócz cegieł i betonu była także flaszka wódki "Ojczysta" z odrobiną na dnie! nasi tu byli!

w każdym razie: wykonaliśmy około siedmiu wersji naszego projektu, aż w końcu zainspirowana jakimś programem BBC, postanowiłam realizować ostatni projekt.
do prac budowlanych wzięliśmy fachowców. praca była dość niewdzięczna, bo dostęp do ogródka tylko przez mieszkanie, więc gruz wywożony był przez nasze drewniane podłogi

ale na początek wyrwaliśmy trawę i przekopaliśmy całość (wykopując jeszcze więcej gruzu). w zamian, po uznaniu reklamacji przez dewelopera, dostaliśmy całe 3 metry sześcienne ziemi


sąsiadujemy z drugiej strony z ogródkami działkowymi, i tam konkurencja jest bardzo wysoka. działkowicze zasiedzeni są od ponad 30 lat, i naprawdę było nam troszkę smutno, że u nas tak marnie.
parliśmy jednak do przodu. wsadziłam kilka roślin.
pierwszy klematis. przyjął się idealnie

migdałek. niestety, przez kwietniowe upały nie przetrwał

hortensja pnąca. przetrwała


i bambusy. na razie są


w międzyczasie rozkwitły na "donicy" złotliny

i wszedł wykonawca




było ciężko. panowie wynosili gruz, wwozili piasek i cement przez mieszkanie! wszędzie był kurz.
ale w końcu, po dwóch tygodniach coś zaczęło być widać:

coś na kształt naszego projektu! papier jest cierpliwy, ale okazało się, że wychodzi!


