bayaga pisze:qrcze bardzo mi odpowiada twoje podejście do wszelakiego żywego
czy to z korzonkami czy z łapkami
ja sama mam dwa koty i dwie suczki w domu hehe w domu to za dużo powiedziane w dwóch pokojach i to wcale nie takich dużych ,wiecznie ktoś na kogoś wpada o kręcących się kotach pod nogami już nie wspomnę
i tak jest mi dobrze...
Mnie się podoba że Tobie się podoba
Zawsze u nas były jakies stworzenia, rybki, myszki, chomiki, papuga. Przez 16 lat był piesek, właściwie to ja się z nim wychowałam i traktowaliśmy się prawie jak rodzeństwo. Po jego śmierci okazało się że zwyczajnie nie potrafię funkcjonować bez futerkowca, nawet miesiąca nie wytrzymałam. Teraz mam dwie koteczki, moje "kocie córeczki"
no i rybki. Rodzice mają jeszcze więcej rybek i kłucą się o jedną z koteczek ale nie oddam! Ja tylko marzę o własnym mieszkaniu, gdzie mogłabym mieć dowolną liczbę zwierzaków i roślin nie martwiąc się że wpycham to komuś na głowę. Na razie musze mieszkać u rodziców i muszę się z nimi rtochę liczyć, to mnie zdecydowanie ogranicza. A co do kotów pod nogami, moje się zawsze okropnie śpieszą żeby zdążyć wpaść.
O rany, ale ja się zawsze rozpisuję! Już przechodze do zdjęć obiecanych, niezbyt dużo bo brak mi dziennego światła żeby coś cyknąć.
Tego grudnika dostałam pod koniec października od cioci. Stał u niej na klatce schodowej, bo ciocia twierdzi że nie ma miejsca już na niego ( z 6-7 kwiatów wszystkiego i nie ma miejsca! Zgroza normalnie!) ale jak obsypał się pąkami, razem z sąsiadką z którą prowadzą zielony kącik na klatce stwierdziły że szkoda żeby go ktoś obcy ukradł, więc lepiej oddac mnie. Zdecydowanie nie zamierzałam polemizować!
Niestety mam tylko to jedno zdjęcie, jakoś nie miałam kiedy zrobić więcej a teraz już przekwitł.
A to już moje spełnione marzenie. Zachorowałam na peperomię magnolistną, długo tak sobie o niej marzyłam ale nie mogłam nigdzie znaleźć. W koncu zobaczyłam ale w kompozycji z innymi. Nie kupiłam bo: miejsca brak, zwykłą caperatę mama zalała i nie zdołałam odratować więc raczej trudno utrzymać itd. Ale jak łatwo zgadnąć nie dawało mi to spokoju. Któregoś dnia przy zupełnie innej rozmowie moja mama powiedziała że trzeba sobie spełniać marzenia samemu, bo czekanie całe życie że może ktoś kiedyś, jest bezsensowne. Wziełam to sobie do serca i poszłam spełnić!
(pewnie nie zupełnie to mama miała na myśli ale to już jej problem)
Ta książka tam stoi po to żeby szparą tak bardzo nie wiało, nie chce mi się robić nowego zdjęcia
(teraz jest jeszcze "piękniej" bo zapchałm styropianem)
Jak spełniałam swoje peperomiowe marzenie zobaczyłam kolejnego swojego wymarzeńca! I proszę, opłaciło się! Oto on.
Tak wyglądał następnego dnia po zakupie, 17 listopada. Stracił prawie wszystkie pąki więc zdecydowałam sie przesadzić i znalazłam niezbyt ciekawy widok, ale kilka korzonków zostało wiec mam wielkie nadzieje, w koncu to mój wymarzeniec! Tak wygląda dzisiaj:
A to moje zdobycze z soboty (weszłyśmy z mamą do kwiaciarni tylko żeby kupić kwiatek dla cioci! Mnie już w pobliże roślin puszczać nie można.)
Chimerka
kolor oczywiście przekłamany, naprawdę jest dużo ciemniejsza ale nie daje się lepiej uchwycić.
Oraz grudniczek. Miał być łososiowy, w świetle sklepowym był łososiowy. Po przyniesieniu do domu wyglądał tak:
A rozwinął się tak:
Tu nie ma żadnego przekłamania. Jest dokładnie taki jak widać!
zakochałam się w nim do szaleństwa. Nawet o takim nie marzyłam!
I tym optymistycznym akcentem zakończę na dziś.
Dobranoc wszystkim i pozdrawiam!
EDIT: Przepraszam że grudnik w poziomie, widocznie nie to zdjęcie wysłałam, nie zauważyłam.