Nie widziałem
CHRZĄSZCZY pływaka żółtobrzeżka dł. 10-15 cm, tylko
LARWY tegoż gatunku takich rozmiarów.
Mój obecny staw był niegdyś bajorem o głębokości wody 20-30 cm, a mułu 70-80 cm. Nie było w nim ryb. Aby go uporządkować, wypompowałem z niego wodę na przełomie czerwca i lipca. Wśród milionów najrozmaitszych żyjątek, w tym kijanek chyba wszystkich chyba reprezentowanych w regionie gatunków płazów, były też olbrzymie, spasione, monstrualnie wyrośnięte larwy pływaków, dla których fauna mojego bajorka musiała być niewyczerpanym źródłem pokarmu. Mierzyłem; największe miały 13-15 cm, a grube były jak kciuk dorosłego mężczyzny.
Co się zaś tyczy "skorpionów wodnych", to nie jestem zwolennikiem mechanicznego przenoszenia wyrażeń angielskich do polszczyzny, ani w przypadku nazw oficjalnych, ani potocznych. Z określeniem "skorpion wodny", zresztą wyjątkowo rzadko używanym, spotykałem się w literaturze i w odniesieniu do larw pływaka, i do płoszczycy. Jedno i drugie ma kleszcze na łbie, jedno i drugie ma długi, ostro zakończony odwłok, jedno i drugie jest jadowite i gryzie czy też kłuje, zatem jakieś podobieństwo do tropikalnego pierwowzoru jest. W obu przypadkach jest to zresztą nazwa potoczna, z samej natury nieprecyzyjna, zatem o jej trafność spierać się nie ma powodu.
Co do pojawiania się w naszych oczkach pływaków i ich larw, to nie do końca zgodzę się z Twoim poglądem, że zawlekamy je sami z roślinami. Może się zdarzyć, ale raczej wyjątkowo. Znacznie częściej chyba dostają się one na skrzydłach swoich matek, które jakoś tak na początku kwietnia odbywają loty godowe. U mnie pojawiały się one w wymytych i wysprzątanych basenach hodowlanych, do których nie przynosiłem żadnych roślin z natury, a te, które z nich uprawiałem, wcześniej sadzonkowałem. A co mają wspólnego larwy pływaków z kijankami? Nic. Tyle tylko, że jak jest jakiś zbiornik wodny, to z reguły prędzej czy później larwy pływaków się w nim pojawią; niezależnie od tego, czy są w nim kijanki, czy nie.
Jeżeli chodzi o relacje miedzy larwami pływaków i innymi wodnymi żyjątkami, to wszystko zależy od rozmiarów zbiornika wodnego. W dużym, naturalnym stawie albo rozległym, zarośniętym bajorze wszystko jest w porządku. Inaczej wygląda sprawa z małym oczkiem o pojemności paru zaledwie msześc. Gdy w takim małym zbiorniku pojawią się larwy pływaka, to jak tylko nieco podrosną, w krótkim czasie wytłuką wszystko co żyje, potem zaczną pożerać się wzajemnie, aż wreszcie zostanie parę zaledwie wyrośniętych okazów, które się przepoczwarzą.
"Przećwiczyłem" już ten temat. Mam trzy wyłożone folią baseny, w których uprawiam rośliny wodne na sprzedaż i wymianę. Pewnej wiosny wpuściłem do nich po garści kijanek ropuszych, żeby oczyściły ściany z glonów. W jednym z nich po kilku dniach kijanki zniknęły, a ja wśród roślin znalazłem trzy olbrzymie larwy pływaka. W basenie poza nimi nie było nic z wyjątkiem żyworódek (ślimaków oczywiście; ryb w nim nie było i przedtem). Jeżeli to ma być równowaga biologiczna, to ja dziękuję, postoję...
I na koniec; latają chyba wszystkie owady wodne w stadium owada doskonałego, z wyjątkiem bezskrzydłych
Z popularniejszych: pluskolec (osa wodna) nie tylko lata, ale i potrafi startować bezpośrednio z wody; lata też żyrytwa, nazywana czasem pszczołą wodną. Z chrząszczy dobrze latają toniaki, kałużniki, kałużnice czarne, krętaki i wszystkie pozostałe. Płoszczyca też umie latać, ale przeważnie jej się nie chce. Lata tylko wtedy gdy naprawdę musi, czyli np. jak wyschnie jej zbiornik wodny. Latającą topielicę sam widziałem. Wyszła na płyciznę, stanęła w wodzie "po kolana", prostując te swoje patykowate odnóża, a jak obeschła, to odleciała, czyniąc zresztą dość głośny szum skrzydłami.
A jak dobrze latają chrząszcze pływaka żółtobrzeżka miałem okazję przekonać się w rezultacie kilku dość bolesnych zderzeń z lecącym pływakiem podczas jazdy rowerem lub motorowerem.