Miałam już nic nie kupować, ale jak zobaczyłam w Biedrze Queen Elizabeth z taaaakimi grubaśnymi i zdrowymi pędami, to musiałam ją wziąć. Przecież takiej jeszcze nie mam, nie?
Właściwie to już wczoraj przed pracą zaszłam do pobliskiej B., a tak z ciekawości obejrzeć róże, ale były tylko jakieś niedobitki kwiatków doniczkowych po 8. marca. Po pracy zaś odwiedziliśmy taką mało uczęszczaną B. i tam już do wyboru, do koloru.
Bilans wygląda tak: mam 5 róż z A., 3 z Casto i jedną z Biedry. W sobotę koniecznie jadę na działkę je posadzić, bo mnie mamcia pogoni w końcu z balkonu, jak zobaczy wczorajszy zakup... ;)