Z kosmaczkiem to jest tak, że faktycznie rośnie tam, gdzie
prawie nic innego nie rośnie, pod warunkiem, że ma przewiewnie i przepuszczalnie w podłożu. Czyli najchętniej na piasku. Ciekawe jest to, że wraz z kilkoma innymi gatunkami (to jest to
prawie): szczawiem polnym, szczotlichą siwą, strzęplicą siną, rzeżusznikiem piaskowym, jasieńcem piaskowym itp. Jeśli tam, gdzie rośnie kosmaczek nie ma innych, wymienionych wyżej gatunków, wtedy zaczyna tworzyć gęsty dywan, rozmnażając się wegetatywnie, czyli przez rozłogi, pokazane na jednym z Twoich zdjęć. Dywan jest na tyle gęsty, że masa korzeni powoduje spadek przepuszczalności gleby, co - jak już zaznaczyłem - jest warunkiem ograniczającym występowanie kosmaczka. W ten oto prosty sposób kosmaczek unicestwia sam siebie, poprzez zachłanność...
Zazwyczaj jednak nie dochodzi do tego od razu i spektakularnie, gdyż dzięki temu, że rozetki kosmaczka tworzą "piękny" trawnik, to w zakamarkach między liśćmi będzie się gromadzić materia organiczna, która z kolei rozkładając się tworzy warstwę próchniczną, co sprzyja zasiedlaniu płatów porośniętych kosmaczkiem przez inne, nieco bardziej wymagające gatunki. W ten sposób na siedlisku będą pojawiać się gatunki, które tworząc zwarty system korzeniowy oraz ograniczając dostęp światła będą stopniowo i powoli wypierać kosmaczka.
Oba opisane scenariusze dla samego głównego bohatera kończą się tragicznie: albo popełni samobójstwo poprzez zachłanność, albo zostanie zagłuszony przez inne gatunki, którym sam stworzy warunki do przetrwania. Oczywiście, nie nastąpi to z dnia na dzień; przez ten czas możesz podziwiać spektakl, w którym zmagają się ze sobą siły natury, galopując przez kolejne etapy procesu zwanego z naukowa
sukcesją roślinno-glebową.
Ot, przyroda i jej codzienne dramaty.
Pozdrawiam!
P.S. Póki masz kosmaczka dużo, możesz go przegryzać w przerwach między poszczególnymi aktami przedstawienia. Kwiatki są jadalne i smakują mmmm... miodowo.
