U mnie dynie posadzone. A jeszcze w piwnicy mam owoce z tamtego roku, ładnie się przechowują. Fajnie przynieść kolejny owoc do zrobienia posiłku i zarazem czekać na kwitnienie następnych posadzonych dyń.
Chciałam wspomnieć o odmianie Fairy F1, która uprawiałam w tamtym roku. Owoce nie są szczególnie ładne, ale moje dzieci sobie je upodobały i zażyczyły, by stały na parapecie w kuchni. Pierwszy owoc rozkroiliśmy jesienią i stwierdziliśmy, że nie należy do zadzwyczajnych. Kolejny owoc przez całą zimę stał w kuchni lub pokoju, w zależności od tego, gdzie przeniosły go dzieci. Nie planowałam go jeść, stał jako ozdoba. Kilka miesięcy temu dzieci urwały mu ogonek, sądziłam, że owoc zacznie gnić. Tydzień temu robiłam obiad i nie mogłam zejść do piwnicy po dynię, w geście rozpaczy

rozkroiłam tę dynie. Byłam zdumiona, bo: dynia miała gruby miąższ (inne dynie, np. Butternut w takiej temperaturze dawno by się skurczyły i uschły), skórka nie była twarda, można ją było bez problemu odkroić, nie zrobiła się drewniana. Miąższ był aromatyczny, dla mnie miał lekki zapach banana. Brak ogonka nie wpłynął na owoc, był cały i zdrowy. W połączeniu z cebulką dynia ta dała bardzo smaczny posiłek. Po raz kolejny widze, że zawsze każdej dyni trzeba dać szansę, by miała okazję rozwinąć swój aromat i pokazać swoje walory. Ta domiana świetnie nadaje się do wielomiesięcznego przechowywania, do tego może stać w bardzo ciepłym miejscu i nie zaczyna więdnąć czy się psuć.